Regułami..

1.1. Kushina w Yakuzie ma zawsze rację.
1.2 Jeżeli Kushina w Yakuzie nie ma racji patrz punkt pierwszy.
2.1 Tu posty są zamieszczane ....(Różnie:D)
2.2 Piszę bo lubie;P.
2.3 Nie chcę widzieć komentarzy w stylu: "Głupie to"/"Nie podoba mi się twoje opo.".. Jak komuś nie odpowiada. WYPAD=__=.
3.1 Powiadamiam przez:
3.2 * Gadu-Gadu.
3.3 * Blogi.
4.1 SPAM... Hmm.. Jak chcecie, dawajcie*Wzrusza ramionami:D*
Pozostałych zapraszam do czytania i komentowania^^).
5.1 Najważniejsze:
Opowiadanie jest Yaoi, lżejszą formą związków męsko-męskie, jest Shōnen-ai, jeżeli ci nie odpowiada, to spójrz w prawy, górny róg ekranu.. Tam znajduje się taki pięknie czerwony "x", naciśnij go i... WYNOŚ MI SIĘ STĄD ;/...

...A pozostałych, zapraszam serdecznie do czytania, oraz komentowania..

niedziela, 20 grudnia 2009

Rozdział: XII..

Rozdział: 12.
                               Noc.
                W październikową noc, gdzieś w lesie, w wiosce liścia była rzeczka. Pewnym, oraz raźnym krokiem podszedłem do kamienia. Usiadłem na nim i spojrzałem w wodę. W czystej tafli zobaczyłem siebie. Jako dziecko. Po moim policzku spłynęła jedna łza, która wpadła do wody. Zdjąłem z siebie ubrania i wskoczyłem do czystej wody. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Westchnąłem i odwróciłem się po raz kolejny. Ujrzałem coś. Coś, co mnie wystraszyło. Na pomoście, bardzo blisko mnie siedział nie kto inny, jak Sasuke. Patrzył w wodę, nie na mnie. Jednak, gdy podniósł oczy ja dałem nura do czystej, niczym nie skażonej rzeki. Byłem w szoku. Wypłynąłem dopiero pod po mostem i łapiąc spazmatycznie powietrze usłyszałem ciche pytanie.
- Sasuke, dlaczego tak nienawidzisz swojego brata? – Był to dziecięcy, miły, ale i za niepokojony głosik chłopaka. Owy chłopak był blondynem o lazurowych oczach.
- On zabił mi rodziców, ty tego nie zrozumiesz. Nigdy. – Westchnął, wrzucając coś do wody i odszedł a za nim pobiegł blondas. Znałem tego lazurowookiego chłopaka. To on był tym bijuu1, którego ludzie tak nienawidzili. Dobra nie ważne. Miałem już odpływać gdy usłyszałem pisk niebieskookiego. Wypłynąłem spod pomostu i zerknąłem na trzynastolatków.
- ~ Hehe… Co za dzieci.. ~ – Pomyślałem znikając po ubrania.
                Cztery godziny później, skacząc z gałęzi, na gałąź usłyszałem jakieś krzyki. Stanąłem i usiadłem na gałęzi.
- Sasuke ty kretynie.. Ja Cię kiedyś uduszę! – Darł się blondyn, bo właśnie stracili drogę do obozu. Heh… Mógł bym im pomóc, ale nie chciało mi się wstawać(hahaha^^), a ta gałąź, jest taka miękka(*Rechoce, jak żaba^^*)…
- To twoja wina Usuratonkachi!! =__= – Patrzyłem na nich z góry. Siedząc i machając nogami. Widząc przerażenie na twarzy krótkowłosego blondyna zacząłem się śmiać. Ten mroczny wybuch śmiechu przyciągnął uwagę chłopaków. W moim kierunku poszybowała mała gwiazdka.
- ~ Kuso! ~ – Pomyślałem kontr atakując. Mój kunai przeszył powietrze, a ja sam aktywowałem Sharingan. Zawisnąłem głową w dół i spojrzałem, na kryjącego się za plecami mojego brata niebieskookiego. – No proszę… proszę witaj Naruto.. – Uśmiechnąłem się do niego „miło”. Chłopak drżał.
- Itachi… – Syknął Sasu, na którego nie zwróciłem uwagi.
- Nie mam teraz czasu, na wygłupy.. – Prychnąłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć „No hej wiesz Sasuke, zostałem zmuszony do wybicia klanu, a i wiesz co? Kocham cię..”. Chociaż przyszedłem, żeby przypilnować mojego go, aby mu się nic nie stało. Będąc ubrany w czarny, ciepły płaszcz z czerwonymi chmurami patrzyłem na nich jeszcze chwilę, po czym w końcu się odezwał blondyn.
- Sasuke… znasz go?
-To mój starszy, pieprzony brat.. – Naruto cofnął się o krok, a gdy uznał, że stoi wystarczając daleko.
- Co Sasuke? Udowodnij mi, jak silny jesteś.. – Syknąłem złośliwie, mrużąc oczy. Ten strach i zarazem ból w jego oczach. Wiedziałem, że mnie jeszcze nie zabiję, ale musiałem podsycićniecić jego nienawiść.
- CHODORI! – Powiedział głosem, w którym była lodowata nuta. – Żyj to…! – Nie widocznym ruchem wyszarpnąłem nuż kunai i ze złowieszczą miną rzuciłem nim w niego. Kunai odbił się kilka centymetrów przed twarzą mojego brata.. – NIE WTRĄCAJ SIĘ!! – Ryknął Sasuke do Naruto, który właśnie odparł mój nóż. Stanął, a Sasuke zaczął biec na mnie. Zniwelowałem to łapiąc go za tę rękę i… – Aaaaa!! – Chłopak szarpnął się, gdy moja szczupła dłoń złapał go za nadgarstek, łamiąc go. Ogromna fala pioruna wbiła się w drzewo. – DLACZEGO NIISAN?!
 - Bo jesteśmy braćmi.. – Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem w moich oczach pojawił się wiatraczek, który złapał obu chłopców w iluzję, w genjutsu.
- Gomenasai.. Sasuke. – Oboje zemdleli, a ja ich złapałem. Wskoczyłem, na drzewo i nie myśląc więcej ruszyłem z chłopcami do ich obozu. Kakashi się z dziwił widząc mnie.
- Konba wa panie Kakashi.. – Spojrzałem na niego chłodno.
- Itachi? Co ty tu robisz? – Położyłem chłopców do śpiworów, po czym nie patrząc na mężczyznę odpowiedziałem.
- Przyszedłem aby pilnować mojego brata. – Spojrzałem śpiącą twarz mojego brata.
- Eeee… Nie rozumiem.. – Zdziwił się Hatake.
- Wytłumaczę ci to kiedyś.. – Pogłaskałem mojego śpiącego brata, po włosach poczym ucałowawszy go w czoło powiedziałem. – Sensei.. Ja już pójdę. – Mruknąłem cicho i wskoczyłem na gałąź. Nie myśląc już więcej o niczym zniknąłem, pojawiając się w obozie, gdzie był już Kisame, który głośno chrapał :D. Westchnąłem i wszedłem do śpiwora, poczym szybko zasnąłem, otulony spokojem nocy.
(Sorry, ale teraz mały  przeskok czasowy:).)
                Cztery lata później, siedząc w organizacji rozmyślałem nad własną głupotą.
- ~Kuso, jak ja mogłem być taki głupi? ~ – Męczyłem się. – ~ Jeszcze cztery razy użyję Mangekyou i oślepnę. ~ – Już nic praktycznie nie widziałem. Znaczy widziałem, ale bardzo słabo. Już wiedziałem, że za niedługo umrę. A krew splami dłonie osoby, którą kocham, którą chciałem ochronić przed złem tego świata. powijające się uczucie, myśli z latami znikają. Tak mówią, ale ja w to nie wierze.[Zapisując kolejne strony w pamiętniku myślę o tobie]. Wstałem powoli z łóżka. 24.12.2009roku. Pamiętałem, że w tym dniu są święta. A jednak. Ja już wiedziałem, że mnie zabijesz i że zemsta się dopełni. Z organizacji wyszedłem wieczorem. Idąc powoli przed siebie rozmyślałem nad różnymi rzeczami. – Zimno mi… – Wzdrygnąłem się. Moje oczy były już matowe im było ciemniej, tym było gorzej. Wiedziałem, że za jakiś tydzień, a może dwa przyjdziesz i zabijesz. Zamknąłem oczy poczym poczułem, że na moje policzki spada jedna, ale delikatny płatek śniegu. Nagle otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo, które było usłane już gwiazdami i księżycem. Zima w kraju ognia zawsze była późno, ale nigdy nie aż tak. Dopiero dziś zaczęło padać. Odgarnąłem lekko z czoła moje włosy i uśmiechnąłem się lekko, niewinnie. Zawsze byłem raczej chłodną osobą, ale gdy byłem w pobliżu mojego brata, albo w niebo, to moja mina zawsze była uśmiechnięta.
Tydzień później drogi zostały zasypane, ale i tak poszedłem do jednej z kryjówek Akatsuki. Na mojej drodze spotkałem Naruto. Strasznie wyrósł.
- Ohayo Naruto-kun.. – Brakowało mu niewiele, a i by przerósł mnie.
- Itachi… – Zląkł się. – Muszę…
- Co musisz?
- Itachi, musisz iść zemną do Konohy..
- Nie mogę…
- Dlaczego?
- Bo tak..
- Nie mów tak. Ja znam prawdę… – Mruknął cichym głosem.
- O czym ty…?
- O tobie i Klanie Uchiha..
- Skąd wiesz?
- Mam swoje źródła. – Mangekyou zawirował i Naruto został złapany przez moje oczy w iluzję.
- Słuchaj, oddam część mojej mocy tobie, w ten sposób go ocalisz… – Spojrzałem mu w oczy i rzuciłem w jego kierunku małą gwiazdkę, która milimetr przed twarzą zmieniła się w czarnego kruka. Po chwili ptak zniknął w ustach niebieskookiego. Uwolniłem chłopaka z iluzji i uśmiechnąłem się. – To żegnaj Naruto-kun. Tym razem na zawsze.. – Zniknąłem w czarnych ptakach.


Wszedłem do pomieszczenia gdzie był stary fotel, dwa krzesła, stół, oraz łóżko. Opadłem na nie i wyciągnąłem dwie tabletki z kieszeni. Jedna na wzrok, a druga na kwotki wewnętrzny. Tak, tak Mangekyou daje mi ostatnio bardzo popalić. Zamknąłem zmęczone powieki.
Rano wstałem szybko. Dziś było jeszcze gorzej niż wczoraj. Mgiełka na  moich była naprawdę wkurzająca. Otworzyłem oczy i ukazałem światu blask czerwieni, czerwieni. Nie raczej przekleństwa, przez które musiałem wybić całą moją rodzinę, zostawiając przy życiu tylko jego. Zjadłem coś szybko i wyszedłem. Na świeże powietrze. Usłyszałem szelest za mną i wróciłem do kryjówki. Wiedziałem, że to był on. Że to był…
- A jednak przyszedłeś.. – Mruknąłem cicho.
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… –  Wysyczał. Stanąłem jak wryty, a on tworząc „technikę pioruna”2. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – Tam to skończymy. – Kruki, które wytworzyło moje ciało rozproszyły się.
…******…

Bijuu…1 – Nosiciel demona.

  Technikę pioruna. – Chidori.

2 komentarze:

Susek pisze...

Co tak pusto? ><
shit. przeczytałam wsyztko, prócz tego rodziału bo się gubie O_O
Jutro to zrobie, jak bd myślec na trzeźwo

Susek pisze...

M<iało być codziennie