Rozdział: 12.
.jpg)
W październikową noc, gdzieś w lesie, w wiosce liścia była rzeczka. Pewnym, oraz raźnym krokiem podszedłem do kamienia. Usiadłem na nim i spojrzałem w wodę. W czystej tafli zobaczyłem siebie. Jako dziecko. Po moim policzku spłynęła jedna łza, która wpadła do wody. Zdjąłem z siebie ubrania i wskoczyłem do czystej wody. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Westchnąłem i odwróciłem się po raz kolejny. Ujrzałem coś. Coś, co mnie wystraszyło. Na pomoście, bardzo blisko mnie siedział nie kto inny, jak Sasuke. Patrzył w wodę, nie na mnie. Jednak, gdy podniósł oczy ja dałem nura do czystej, niczym nie skażonej rzeki. Byłem w szoku. Wypłynąłem dopiero pod po mostem i łapiąc spazmatycznie powietrze usłyszałem ciche pytanie.
- Sasuke, dlaczego tak nienawidzisz swojego brata? – Był to dziecięcy, miły, ale i za niepokojony głosik chłopaka. Owy chłopak był blondynem o lazurowych oczach.
- On zabił mi rodziców, ty tego nie zrozumiesz. Nigdy. – Westchnął, wrzucając coś do wody i odszedł a za nim pobiegł blondas. Znałem tego lazurowookiego chłopaka. To on był tym bijuu1, którego ludzie tak nienawidzili. Dobra nie ważne. Miałem już odpływać gdy usłyszałem pisk niebieskookiego. Wypłynąłem spod pomostu i zerknąłem na trzynastolatków.
- ~ Hehe… Co za dzieci.. ~ – Pomyślałem znikając po ubrania.
Cztery godziny później, skacząc z gałęzi, na gałąź usłyszałem jakieś krzyki. Stanąłem i usiadłem na gałęzi.
- Sasuke ty kretynie.. Ja Cię kiedyś uduszę! – Darł się blondyn, bo właśnie stracili drogę do obozu. Heh… Mógł bym im pomóc, ale nie chciało mi się wstawać(hahaha^^), a ta gałąź, jest taka miękka(*Rechoce, jak żaba^^*)…
- To twoja wina Usuratonkachi!! =__= – Patrzyłem na nich z góry. Siedząc i machając nogami. Widząc przerażenie na twarzy krótkowłosego blondyna zacząłem się śmiać. Ten mroczny wybuch śmiechu przyciągnął uwagę chłopaków. W moim kierunku poszybowała mała gwiazdka.
- ~ Kuso! ~ – Pomyślałem kontr atakując. Mój kunai przeszył powietrze, a ja sam aktywowałem Sharingan. Zawisnąłem głową w dół i spojrzałem, na kryjącego się za plecami mojego brata niebieskookiego. – No proszę… proszę witaj Naruto.. – Uśmiechnąłem się do niego „miło”. Chłopak drżał.
- Itachi… – Syknął Sasu, na którego nie zwróciłem uwagi.
- Nie mam teraz czasu, na wygłupy.. – Prychnąłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć „No hej wiesz Sasuke, zostałem zmuszony do wybicia klanu, a i wiesz co? Kocham cię..”. Chociaż przyszedłem, żeby przypilnować mojego go, aby mu się nic nie stało. Będąc ubrany w czarny, ciepły płaszcz z czerwonymi chmurami patrzyłem na nich jeszcze chwilę, po czym w końcu się odezwał blondyn.
- Sasuke… znasz go?
-To mój starszy, pieprzony brat.. – Naruto cofnął się o krok, a gdy uznał, że stoi wystarczając daleko.
- Co Sasuke? Udowodnij mi, jak silny jesteś.. – Syknąłem złośliwie, mrużąc oczy. Ten strach i zarazem ból w jego oczach. Wiedziałem, że mnie jeszcze nie zabiję, ale musiałem podsycićniecić jego nienawiść.
- CHODORI! – Powiedział głosem, w którym była lodowata nuta. – Żyj to…! – Nie widocznym ruchem wyszarpnąłem nuż kunai i ze złowieszczą miną rzuciłem nim w niego. Kunai odbił się kilka centymetrów przed twarzą mojego brata.. – NIE WTRĄCAJ SIĘ!! – Ryknął Sasuke do Naruto, który właśnie odparł mój nóż. Stanął, a Sasuke zaczął biec na mnie. Zniwelowałem to łapiąc go za tę rękę i… – Aaaaa!! – Chłopak szarpnął się, gdy moja szczupła dłoń złapał go za nadgarstek, łamiąc go. Ogromna fala pioruna wbiła się w drzewo. – DLACZEGO NIISAN?!
- Bo jesteśmy braćmi.. – Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem w moich oczach pojawił się wiatraczek, który złapał obu chłopców w iluzję, w genjutsu.
- Gomenasai.. Sasuke. – Oboje zemdleli, a ja ich złapałem. Wskoczyłem, na drzewo i nie myśląc więcej ruszyłem z chłopcami do ich obozu. Kakashi się z dziwił widząc mnie.
- Konba wa panie Kakashi.. – Spojrzałem na niego chłodno.
- Itachi? Co ty tu robisz? – Położyłem chłopców do śpiworów, po czym nie patrząc na mężczyznę odpowiedziałem.
- Przyszedłem aby pilnować mojego brata. – Spojrzałem śpiącą twarz mojego brata.
- Eeee… Nie rozumiem.. – Zdziwił się Hatake.
- Wytłumaczę ci to kiedyś.. – Pogłaskałem mojego śpiącego brata, po włosach poczym ucałowawszy go w czoło powiedziałem. – Sensei.. Ja już pójdę. – Mruknąłem cicho i wskoczyłem na gałąź. Nie myśląc już więcej o niczym zniknąłem, pojawiając się w obozie, gdzie był już Kisame, który głośno chrapał :D. Westchnąłem i wszedłem do śpiwora, poczym szybko zasnąłem, otulony spokojem nocy.
- Sasuke ty kretynie.. Ja Cię kiedyś uduszę! – Darł się blondyn, bo właśnie stracili drogę do obozu. Heh… Mógł bym im pomóc, ale nie chciało mi się wstawać(hahaha^^), a ta gałąź, jest taka miękka(*Rechoce, jak żaba^^*)…
- To twoja wina Usuratonkachi!! =__= – Patrzyłem na nich z góry. Siedząc i machając nogami. Widząc przerażenie na twarzy krótkowłosego blondyna zacząłem się śmiać. Ten mroczny wybuch śmiechu przyciągnął uwagę chłopaków. W moim kierunku poszybowała mała gwiazdka.
- ~ Kuso! ~ – Pomyślałem kontr atakując. Mój kunai przeszył powietrze, a ja sam aktywowałem Sharingan. Zawisnąłem głową w dół i spojrzałem, na kryjącego się za plecami mojego brata niebieskookiego. – No proszę… proszę witaj Naruto.. – Uśmiechnąłem się do niego „miło”. Chłopak drżał.
- Itachi… – Syknął Sasu, na którego nie zwróciłem uwagi.
- Nie mam teraz czasu, na wygłupy.. – Prychnąłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć „No hej wiesz Sasuke, zostałem zmuszony do wybicia klanu, a i wiesz co? Kocham cię..”. Chociaż przyszedłem, żeby przypilnować mojego go, aby mu się nic nie stało. Będąc ubrany w czarny, ciepły płaszcz z czerwonymi chmurami patrzyłem na nich jeszcze chwilę, po czym w końcu się odezwał blondyn.
- Sasuke… znasz go?
-To mój starszy, pieprzony brat.. – Naruto cofnął się o krok, a gdy uznał, że stoi wystarczając daleko.
- Co Sasuke? Udowodnij mi, jak silny jesteś.. – Syknąłem złośliwie, mrużąc oczy. Ten strach i zarazem ból w jego oczach. Wiedziałem, że mnie jeszcze nie zabiję, ale musiałem podsycićniecić jego nienawiść.
- CHODORI! – Powiedział głosem, w którym była lodowata nuta. – Żyj to…! – Nie widocznym ruchem wyszarpnąłem nuż kunai i ze złowieszczą miną rzuciłem nim w niego. Kunai odbił się kilka centymetrów przed twarzą mojego brata.. – NIE WTRĄCAJ SIĘ!! – Ryknął Sasuke do Naruto, który właśnie odparł mój nóż. Stanął, a Sasuke zaczął biec na mnie. Zniwelowałem to łapiąc go za tę rękę i… – Aaaaa!! – Chłopak szarpnął się, gdy moja szczupła dłoń złapał go za nadgarstek, łamiąc go. Ogromna fala pioruna wbiła się w drzewo. – DLACZEGO NIISAN?!
- Bo jesteśmy braćmi.. – Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem w moich oczach pojawił się wiatraczek, który złapał obu chłopców w iluzję, w genjutsu.
- Gomenasai.. Sasuke. – Oboje zemdleli, a ja ich złapałem. Wskoczyłem, na drzewo i nie myśląc więcej ruszyłem z chłopcami do ich obozu. Kakashi się z dziwił widząc mnie.
- Konba wa panie Kakashi.. – Spojrzałem na niego chłodno.
- Itachi? Co ty tu robisz? – Położyłem chłopców do śpiworów, po czym nie patrząc na mężczyznę odpowiedziałem.
- Przyszedłem aby pilnować mojego brata. – Spojrzałem śpiącą twarz mojego brata.
- Eeee… Nie rozumiem.. – Zdziwił się Hatake.
- Wytłumaczę ci to kiedyś.. – Pogłaskałem mojego śpiącego brata, po włosach poczym ucałowawszy go w czoło powiedziałem. – Sensei.. Ja już pójdę. – Mruknąłem cicho i wskoczyłem na gałąź. Nie myśląc już więcej o niczym zniknąłem, pojawiając się w obozie, gdzie był już Kisame, który głośno chrapał :D. Westchnąłem i wszedłem do śpiwora, poczym szybko zasnąłem, otulony spokojem nocy.
(Sorry, ale teraz mały przeskok czasowy:).)
Cztery lata później, siedząc w organizacji rozmyślałem nad własną głupotą.
- ~Kuso, jak ja mogłem być taki głupi? ~ – Męczyłem się. – ~ Jeszcze cztery razy użyję Mangekyou i oślepnę. ~ – Już nic praktycznie nie widziałem. Znaczy widziałem, ale bardzo słabo. Już wiedziałem, że za niedługo umrę. A krew splami dłonie osoby, którą kocham, którą chciałem ochronić przed złem tego świata. powijające się uczucie, myśli z latami znikają. Tak mówią, ale ja w to nie wierze.[Zapisując kolejne strony w pamiętniku myślę o tobie]. Wstałem powoli z łóżka. 24.12.2009roku. Pamiętałem, że w tym dniu są święta. A jednak. Ja już wiedziałem, że mnie zabijesz i że zemsta się dopełni. Z organizacji wyszedłem wieczorem. Idąc powoli przed siebie rozmyślałem nad różnymi rzeczami. – Zimno mi… – Wzdrygnąłem się. Moje oczy były już matowe im było ciemniej, tym było gorzej. Wiedziałem, że za jakiś tydzień, a może dwa przyjdziesz i zabijesz. Zamknąłem oczy poczym poczułem, że na moje policzki spada jedna, ale delikatny płatek śniegu. Nagle otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo, które było usłane już gwiazdami i księżycem. Zima w kraju ognia zawsze była późno, ale nigdy nie aż tak. Dopiero dziś zaczęło padać. Odgarnąłem lekko z czoła moje włosy i uśmiechnąłem się lekko, niewinnie. Zawsze byłem raczej chłodną osobą, ale gdy byłem w pobliżu mojego brata, albo w niebo, to moja mina zawsze była uśmiechnięta.
- ~Kuso, jak ja mogłem być taki głupi? ~ – Męczyłem się. – ~ Jeszcze cztery razy użyję Mangekyou i oślepnę. ~ – Już nic praktycznie nie widziałem. Znaczy widziałem, ale bardzo słabo. Już wiedziałem, że za niedługo umrę. A krew splami dłonie osoby, którą kocham, którą chciałem ochronić przed złem tego świata. powijające się uczucie, myśli z latami znikają. Tak mówią, ale ja w to nie wierze.[Zapisując kolejne strony w pamiętniku myślę o tobie]. Wstałem powoli z łóżka. 24.12.2009roku. Pamiętałem, że w tym dniu są święta. A jednak. Ja już wiedziałem, że mnie zabijesz i że zemsta się dopełni. Z organizacji wyszedłem wieczorem. Idąc powoli przed siebie rozmyślałem nad różnymi rzeczami. – Zimno mi… – Wzdrygnąłem się. Moje oczy były już matowe im było ciemniej, tym było gorzej. Wiedziałem, że za jakiś tydzień, a może dwa przyjdziesz i zabijesz. Zamknąłem oczy poczym poczułem, że na moje policzki spada jedna, ale delikatny płatek śniegu. Nagle otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo, które było usłane już gwiazdami i księżycem. Zima w kraju ognia zawsze była późno, ale nigdy nie aż tak. Dopiero dziś zaczęło padać. Odgarnąłem lekko z czoła moje włosy i uśmiechnąłem się lekko, niewinnie. Zawsze byłem raczej chłodną osobą, ale gdy byłem w pobliżu mojego brata, albo w niebo, to moja mina zawsze była uśmiechnięta.
Tydzień później drogi zostały zasypane, ale i tak poszedłem do jednej z kryjówek Akatsuki. Na mojej drodze spotkałem Naruto. Strasznie wyrósł.
- Ohayo Naruto-kun.. – Brakowało mu niewiele, a i by przerósł mnie.
- Itachi… – Zląkł się. – Muszę…
- Co musisz?
- Itachi, musisz iść zemną do Konohy..
- Nie mogę…
- Dlaczego?
- Bo tak..
- Nie mów tak. Ja znam prawdę… – Mruknął cichym głosem.
- O czym ty…?
- O tobie i Klanie Uchiha..
- Skąd wiesz?
- Mam swoje źródła. – Mangekyou zawirował i Naruto został złapany przez moje oczy w iluzję.
- Słuchaj, oddam część mojej mocy tobie, w ten sposób go ocalisz… – Spojrzałem mu w oczy i rzuciłem w jego kierunku małą gwiazdkę, która milimetr przed twarzą zmieniła się w czarnego kruka. Po chwili ptak zniknął w ustach niebieskookiego. Uwolniłem chłopaka z iluzji i uśmiechnąłem się. – To żegnaj Naruto-kun. Tym razem na zawsze.. – Zniknąłem w czarnych ptakach.
- Ohayo Naruto-kun.. – Brakowało mu niewiele, a i by przerósł mnie.
- Itachi… – Zląkł się. – Muszę…
- Co musisz?
- Itachi, musisz iść zemną do Konohy..
- Nie mogę…
- Dlaczego?
- Bo tak..
- Nie mów tak. Ja znam prawdę… – Mruknął cichym głosem.
- O czym ty…?
- O tobie i Klanie Uchiha..
- Skąd wiesz?
- Mam swoje źródła. – Mangekyou zawirował i Naruto został złapany przez moje oczy w iluzję.
- Słuchaj, oddam część mojej mocy tobie, w ten sposób go ocalisz… – Spojrzałem mu w oczy i rzuciłem w jego kierunku małą gwiazdkę, która milimetr przed twarzą zmieniła się w czarnego kruka. Po chwili ptak zniknął w ustach niebieskookiego. Uwolniłem chłopaka z iluzji i uśmiechnąłem się. – To żegnaj Naruto-kun. Tym razem na zawsze.. – Zniknąłem w czarnych ptakach.
Rano wstałem szybko. Dziś było jeszcze gorzej niż wczoraj. Mgiełka na moich była naprawdę wkurzająca. Otworzyłem oczy i ukazałem światu blask czerwieni, czerwieni. Nie raczej przekleństwa, przez które musiałem wybić całą moją rodzinę, zostawiając przy życiu tylko jego. Zjadłem coś szybko i wyszedłem. Na świeże powietrze. Usłyszałem szelest za mną i wróciłem do kryjówki. Wiedziałem, że to był on. Że to był…
- A jednak przyszedłeś.. – Mruknąłem cicho.
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… – Wysyczał. Stanąłem jak wryty, a on tworząc „technikę pioruna”2. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – Tam to skończymy. – Kruki, które wytworzyło moje ciało rozproszyły się.
- A jednak przyszedłeś.. – Mruknąłem cicho.
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… – Wysyczał. Stanąłem jak wryty, a on tworząc „technikę pioruna”2. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – Tam to skończymy. – Kruki, które wytworzyło moje ciało rozproszyły się.
…******…
Bijuu…1 – Nosiciel demona.
Technikę pioruna. – Chidori.
Bijuu…1 – Nosiciel demona.
Technikę pioruna. – Chidori.
2 komentarze:
Co tak pusto? ><
shit. przeczytałam wsyztko, prócz tego rodziału bo się gubie O_O
Jutro to zrobie, jak bd myślec na trzeźwo
M<iało być codziennie
Prześlij komentarz