Cóż, zastanawiałam się, czy zamykać tego bloga, ale widzę, że mam tylko dwie czytelniczki, więc chyba nie ma sensu.. Jak zdobędę się na odwagę, to napiszę serie drugą, ale nie obiecuję.
I - A więc jednak, stało się T_T.
S - Na to wygląda. *Pochwyca dłoń brata i ściska ją delikatnie.*
I. *Uśmiecha się*
Ku.: *Zamyka notes, odkłada długopis i szepce cicho*: Nareszcie koniec..
Ale pozostałych zapraszam na moje pozostałe blogi:
http://lista-yaoi-i-shounen-ai--sasu-x-naru.blog.onet.pl/ - Tu po lewej stronie są blogi.
http://lista-blogow-od-kushiny.blog.onet.pl/ - I tu też :D.
Regułami..
1.1. Kushina w Yakuzie ma zawsze rację.
1.2 Jeżeli Kushina w Yakuzie nie ma racji patrz punkt pierwszy.
2.1 Tu posty są zamieszczane ....(Różnie:D)
2.2 Piszę bo lubie;P.
2.3 Nie chcę widzieć komentarzy w stylu: "Głupie to"/"Nie podoba mi się twoje opo.".. Jak komuś nie odpowiada. WYPAD=__=.
3.1 Powiadamiam przez:
3.2 * Gadu-Gadu.
3.3 * Blogi.
4.1 SPAM... Hmm.. Jak chcecie, dawajcie*Wzrusza ramionami:D*
Pozostałych zapraszam do czytania i komentowania^^).
5.1 Najważniejsze:
Opowiadanie jest Yaoi, lżejszą formą związków męsko-męskie, jest Shōnen-ai, jeżeli ci nie odpowiada, to spójrz w prawy, górny róg ekranu.. Tam znajduje się taki pięknie czerwony "x", naciśnij go i... WYNOŚ MI SIĘ STĄD ;/...
...A pozostałych, zapraszam serdecznie do czytania, oraz komentowania..
1.2 Jeżeli Kushina w Yakuzie nie ma racji patrz punkt pierwszy.
2.1 Tu posty są zamieszczane ....(Różnie:D)
2.2 Piszę bo lubie;P.
2.3 Nie chcę widzieć komentarzy w stylu: "Głupie to"/"Nie podoba mi się twoje opo.".. Jak komuś nie odpowiada. WYPAD=__=.
3.1 Powiadamiam przez:
3.2 * Gadu-Gadu.
3.3 * Blogi.
4.1 SPAM... Hmm.. Jak chcecie, dawajcie*Wzrusza ramionami:D*
Pozostałych zapraszam do czytania i komentowania^^).
5.1 Najważniejsze:
Opowiadanie jest Yaoi, lżejszą formą związków męsko-męskie, jest Shōnen-ai, jeżeli ci nie odpowiada, to spójrz w prawy, górny róg ekranu.. Tam znajduje się taki pięknie czerwony "x", naciśnij go i... WYNOŚ MI SIĘ STĄD ;/...
...A pozostałych, zapraszam serdecznie do czytania, oraz komentowania..
piątek, 25 grudnia 2009
Rozdział: XV.
Rozdział: XV.
Epilog:
- Więc, jeżeli dostałeś ten list Sasuke, oraz mój pamiętnik wiedź, że chciałem, abyś żył dalej. – Czarnowłosy spojrzał na dodatkową, kartkę i przeczytał ją na głos. – „cienie… one rosną, one spadają a ścieżka prowadzi dalej”… Pamiętasz? To ja ci to przyniosłem ci róże tam tej nocy. A to co ci. – Stróżka karminowej cieczy zamazała na chwilę kartkę. Pochodziła ona zapewne ust Itachi’ego… – W mawiałem.. – …Tuż przed swą śmiercią. – To były kłamstwa.
Itachi..”
Z każdym słowem wargi drgały mu co raz mocnie i mocniej. Zamknął oczy, ale i tak się rozpłakał. Nie miał sił. Spojrzał w okno i zapytał.
- Czemu to się musiało tak skończyć? – Czerwone oczy starszego Uchiha zerknęły na niego.
- Bo cię kochał.. – Podszedł do niego i przytulił drgające w żalu i bólu ciało.
- Jakby mnie zabił, nie cierpiał bym tak. – Madara spojrzał czerwonymi oczyma na niego i zdjął maskę.
- On cię kochał. – Poczuł, że chłopiec wpija palce w jego zbroję.
- Przez całe życie myślałem, że Itachi on… Że on był złym bratem.. A ja… Zabi… Zabiłem go! – Głos uwiązł mu w gardle, ale Madara, zrozumiał.
- Już cii.. – Pogłaskał chłopca po jego główce i dodał. – Itachi był prawdziwym bohaterem, wiedział, że zginie, dlatego ci się pozwolił zabić. Bał się, że ci powiem i napisał list, którego miałeś nie dostać, miał… Nie… On chciał, byś był szczęśliwy…
…******…
…******…
…******…
- Czemu to się musiało tak skończyć? – Czerwone oczy starszego Uchiha zerknęły na niego.
- Bo cię kochał.. – Podszedł do niego i przytulił drgające w żalu i bólu ciało.
- Jakby mnie zabił, nie cierpiał bym tak. – Madara spojrzał czerwonymi oczyma na niego i zdjął maskę.
- On cię kochał. – Poczuł, że chłopiec wpija palce w jego zbroję.
- Przez całe życie myślałem, że Itachi on… Że on był złym bratem.. A ja… Zabi… Zabiłem go! – Głos uwiązł mu w gardle, ale Madara, zrozumiał.
- Już cii.. – Pogłaskał chłopca po jego główce i dodał. – Itachi był prawdziwym bohaterem, wiedział, że zginie, dlatego ci się pozwolił zabić. Bał się, że ci powiem i napisał list, którego miałeś nie dostać, miał… Nie… On chciał, byś był szczęśliwy…
…******…
…******…
…******…
Koniec..^^_^^.
…******…
…******…
…******…
…******…
…******…
Wiem, wiem… Epilog strasznie krótki, ale nie miałam pomysłu;)…
*Smarka w chusteczkę* Boże.. Nie chciałam, aby to się tak skończyło…
**Minuta ciszy**
To było takie, takie o.:
*Smarka w chusteczkę* Boże.. Nie chciałam, aby to się tak skończyło…
**Minuta ciszy**
To było takie, takie o.:
*Chusteczek jest coraz więcej, a sama dziewczyna patrzy w martwe oczy jedynej osoby, która ją rozumiała. W końcu pyta…*
Kushina: - Dlaczego?
*Pytania bez odpowiedzi*
*Wychodzi z pola bitwy zapłakana, zostawiając po sobie jedną czarną róże..*
Kushina: - Dlaczego?
*Pytania bez odpowiedzi*
*Wychodzi z pola bitwy zapłakana, zostawiając po sobie jedną czarną róże..*
„cienie… one rosną, one spadają a ścieżka prowadzi dalej…”
czwartek, 24 grudnia 2009
Rozdział: XV.
Rozdział: XV.
Ostatnie chwile..
I. *Q* Eeeee.. *Q*!
Ostatnie chwile..
I. *Q* Eeeee.. *Q*!
* Wpada Sasuke *
S.: Co jest niisan?!
I. *w* *Rozgląda się po pokoju, z przerażeniem*
S.: Co jest niisan?!
I. *w* *Rozgląda się po pokoju, z przerażeniem*
S. Co jest Itachi?
I. *Zgroza*
S. Co jest?
I. Ja jeb… *Cisza* Eeee… Znaczy Wesołych świąt. *Q* *Wyciąga wielki tasak >D.*
S. Co kombinujesz?! O.o *Cofa się*
I. *Zaczyna czy na gonić Karpia O_O, który naglę dostał nóg *
Ku. Kurwa, jak dzieci. Jak dzieci.. A teraz życzenia. *Światła padają lektorów padają na dziewczynę*
Małą gwiazdkę przed świętami
Przyjmij proszę z życzeniami
Może spełni się marzenie
Białe Boże Narodzenie
Lub, gdy przyjdzie Ci ochota
Niech to będzie gwiazdka złota
Bo, gdy spada taka z nieba
Wtedy zawsze marzyc trzeba
No, a jeśli tak się zdarzy,
Że srebrzysta ci się marzy
Możesz także taką zdobyć
I choinkę nią ozdobić
Gwiazda, gwiazdce zamrugała
I choinka lśni już cała
Naszych marzeń jest spełnieniem
Bo jest piękna jak marzenie
A pomarzyć czasem trzeba
Każdy pragnie gwiazdki z nieba.
Przyjmij proszę z życzeniami
Może spełni się marzenie
Białe Boże Narodzenie
Lub, gdy przyjdzie Ci ochota
Niech to będzie gwiazdka złota
Bo, gdy spada taka z nieba
Wtedy zawsze marzyc trzeba
No, a jeśli tak się zdarzy,
Że srebrzysta ci się marzy
Możesz także taką zdobyć
I choinkę nią ozdobić
Gwiazda, gwiazdce zamrugała
I choinka lśni już cała
Naszych marzeń jest spełnieniem
Bo jest piękna jak marzenie
A pomarzyć czasem trzeba
Każdy pragnie gwiazdki z nieba.
____________________$$$
_____________________$$$$$
___________________$$$$$$
_________________$$$$$$$
_______________$$$$$$$$_$$$$$$$$$$
______________$$$$$$$$$$$$$$$$$$
_____________$$$$$$$$$$$$$$$
____________$$$$$$$$$$$$$
___________$$$$$$$$$$$$
__________$$$$$$$$$$
_________$$$$$$$$$
________$$$$$$$$
_______$$$$$$$
______$$$$$$
______$$$$$
______$$$$
______$$$$
______$$$_____$
$______$$___$$
__$$$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$
____$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$$$$$$
____$$$$$$$$$
____$$$$$$$$$
_______$$$
________$
Życzy Kushina.
Ki.: To teraz ja :D
Gwiazdy z nieba, których nie dotkniecie!
Marzeń spełnienia, których nie osiągniecie!
Radość, w życiu tak ciężkim i tragicznym.
Uśmiechu, pustego słowa w moim słowniku!
Wiary która jest chwiejna jak wiatr za dmucha
Szczęścia niewidzialnego oczyma...
Może świata u stóp i wielu z nim przymiotników
Wiem czego Wam mogę życzyć
Bądźcie sobą przez każdą chwilkę w życiu.
Która mija nas jak wiatr i czas lecący..!!
Bądźcie takimi jakimi Was Bóg stworzył.
Nie znających potencjału drzemiącego –
cech ani negatywów.
Jesteście ludźmi zatem nimi pozostańcie!
Właśnie takimi których kocham najbardziej!
Z dobrem i złem w wnętrzu osobowym,
z charakterem ciężkim i nieprzetworzonym!
Gdyż pięknem jesteście takim jak pozostaliście stworzeni...
Cóż ja będę mógł później do was pienić!!
Gdy każdy z Was będzie ideałem.
No bo chciałbym pisać,
o dobru i złu w nas Samych...
Marzeń spełnienia, których nie osiągniecie!
Radość, w życiu tak ciężkim i tragicznym.
Uśmiechu, pustego słowa w moim słowniku!
Wiary która jest chwiejna jak wiatr za dmucha
Szczęścia niewidzialnego oczyma...
Może świata u stóp i wielu z nim przymiotników
Wiem czego Wam mogę życzyć
Bądźcie sobą przez każdą chwilkę w życiu.
Która mija nas jak wiatr i czas lecący..!!
Bądźcie takimi jakimi Was Bóg stworzył.
Nie znających potencjału drzemiącego –
cech ani negatywów.
Jesteście ludźmi zatem nimi pozostańcie!
Właśnie takimi których kocham najbardziej!
Z dobrem i złem w wnętrzu osobowym,
z charakterem ciężkim i nieprzetworzonym!
Gdyż pięknem jesteście takim jak pozostaliście stworzeni...
Cóż ja będę mógł później do was pienić!!
Gdy każdy z Was będzie ideałem.
No bo chciałbym pisać,
o dobru i złu w nas Samych...
Powodzenia i walki, sukcesu i ewentualnych darów,
w postaci cech charakteru,
Uśmiechu, przyjaciół, pogody ducha.
Słońca świecącego w dni ciemne i pochmurne!
Dróg dobrych i ścieżyn życia, losu łatwego!
Zdrowia by móc w nimi brnąć
dobrego ducha wiary i myśli w dni 2010.
w postaci cech charakteru,
Uśmiechu, przyjaciół, pogody ducha.
Słońca świecącego w dni ciemne i pochmurne!
Dróg dobrych i ścieżyn życia, losu łatwego!
Zdrowia by móc w nimi brnąć
dobrego ducha wiary i myśli w dni 2010.
Życzy Kikiru…
Sasuke vs. Itachi part XV.
- Osiągnąłem moc nienawiści. Itachi! Tak właśnie zginiesz! Z moich rąk! – Usłyszałem złowrogi głos gdzieś z góry. Spojrzałem w stronę z której te słowa usłyszałem. – A teraz… Tak jak chciałeś… Będę się napawał. – Spojrzałem na niego ze smutkiem. – Twoją śmiercią. – Chciałem go dotknąć, ale nie mogłem gdybym tylko podszedł, to on niechybnie i bez skrupułów by mnie zabił. Ale gdybym tylko mógł go dotknąć ostatni raz. Ostatni raz przytulić, ucałować i wyszeptać te dwa słowa, które chciałem mu zawsze po wiedzieć. Ale nie mogłem. Usłyszałem pioruny i zrozumiałem.
- ~Kuso! ~ – Ale było za późno.
- To jutsu sprowadza piorun z niebios. – To Jutsu nazwałem KIRIN. Nadchodzi! – Krzyknął – Znikniesz w ryku burzy… – Poczułem, że całe moje ciało pokrywa biel. Nic już nie czułem, a jednak wciąż żyłem. Moje oczy stały się szare a ja sam odczułem brak czakry.
- ~ Kuso! To nie mógł być mój limit.. Moment.. ~ – Przypomniałem sobie o sztuce susanoo. – To jest ta śmierć, którą chciałeś się delektować? heh.. Czy tylko na tyle cię stać Ototo? – Pogarda, z jaką wypowiedziałem te słowa, była przeraźliwa. Wstałem z ziemi, a z moich oczu i ust spłynęła szkarłatna ciecz.
- Do cholery! – Ryknął on.
- Bez tego… Bym nie zginął. – Szepnąłem cicho. – Rzeczywiście stałeś się silny. Sasuke. – Rzekłem. – Teraz ja Ci pokaże mojego asa w rękawie. Susanoo..
- Susanoo?
- Amaterasu+Tsukoyomi. – Powiedziałem patrząc na niego. Chyba. – Kiedy budzisz te dwie moce… Wraz z nimi odkrywasz nowe jedno jutsu. Sasuke… Czy to już koniec Twoich jutsu? – Zaczął się cofać. – Jeżeli ukrywasz coś jeszcze… Nie powstrzymuj się. ~ Prawdziwa bitwa dopiero się zaczyna.. ~ – Pomyślałem. – Coś się stało? Czyżbyś zużył całą czarkę i wykorzystał wszystkie opcje?
- Nani?! – Syknął, a ja usłyszałem, że upada na kolana. – ~ To już… ~ – Złożyłem szybko pieczęcie. Tak. Użyje tych znaków, aby zapieczętować Orochimaru i zniszczyć go. – ~ Sądząc po tym co słyszę, oraz czuję musi to być Ośmio-ogonowy wąż Orochimaru. – Wreszcie wylazłeś… – Uśmiechnąłem się i po złożeniu ostatniej pieczęci zacząłem pieczętowanie. Biało-skóry wypluł miecz.
- To jest to! To na co czekałem. Dzięki Tobie charka Sasuke-kun spała do zera, a ja wyszedłem jego ciała i… – Nie dałem mu zakończyć. Moja ręka uniosła się do góry, a moja „tarcza” zrobiła to samo, zaś lewą ręką otworzyłem nie wielki flakonik, z którego zaczął unosić się przeźroczysty dymek, moja bariera zrobiła to samo, tyle, że z jej flakonu wyszedł ogień.
- Co teraz zrobisz, Sasuke? – Mruknąłem, a Orochimaru zniknął. – ~ O to mi chodziło… Sasuke.. ~ – Pomyślałem. – Zakręciłem flakon o kafelki, a niego wyleciały czarne dwa kruki, które przy zderzeniu, z moją tarczą rozpłynęły się w czarnych płomieniach. Zacząłem dyszeć ciężko. To był mój limit. – To teraz czas na twoje oczy. Myślę, że to czas na przejęcie. – Dałem krok w jego stronę, ale poczułem ogromy ból w okolicach mojego serca. Złapałem się za bolące miejsce i splunąłem krwią na rękę. W między czasie poczułem, że jedna z barier chroniąca moje ciało po prostu znika. – Te oczy są moje! – Krzyknąłem.
- Pierdol się… – Krzyknął mój brat w odpowiedzi. Zaczął się cofać słyszałem to a ja szedłem dalej i dalej. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i… – Gomenasai, Sasuke-chan. Kocham cię… – Moje usta wypowiedziały te słowa, ale bez dźwięcznie, a okrwawioną dłonią dotknąłem jego czoła i na mojej
twarzy pojawił się uśmiech. Ten ostatni, jedyny, oraz najważniejsze… Szczery. Osunąłem się na ziemie. Umarłem z uśmiechem na twarzy, bo zabiła mnie osoba, którą kochałem. Wiedziałem, że nie trafię do nieba. A jednak..
…******…
A teraz pare uroczych fotek:D...
.jpg)
.png)
.jpg)
- ~Kuso! ~ – Ale było za późno.
- To jutsu sprowadza piorun z niebios. – To Jutsu nazwałem KIRIN. Nadchodzi! – Krzyknął – Znikniesz w ryku burzy… – Poczułem, że całe moje ciało pokrywa biel. Nic już nie czułem, a jednak wciąż żyłem. Moje oczy stały się szare a ja sam odczułem brak czakry.
- ~ Kuso! To nie mógł być mój limit.. Moment.. ~ – Przypomniałem sobie o sztuce susanoo. – To jest ta śmierć, którą chciałeś się delektować? heh.. Czy tylko na tyle cię stać Ototo? – Pogarda, z jaką wypowiedziałem te słowa, była przeraźliwa. Wstałem z ziemi, a z moich oczu i ust spłynęła szkarłatna ciecz.
- Do cholery! – Ryknął on.
- Bez tego… Bym nie zginął. – Szepnąłem cicho. – Rzeczywiście stałeś się silny. Sasuke. – Rzekłem. – Teraz ja Ci pokaże mojego asa w rękawie. Susanoo..
- Susanoo?
- Amaterasu+Tsukoyomi. – Powiedziałem patrząc na niego. Chyba. – Kiedy budzisz te dwie moce… Wraz z nimi odkrywasz nowe jedno jutsu. Sasuke… Czy to już koniec Twoich jutsu? – Zaczął się cofać. – Jeżeli ukrywasz coś jeszcze… Nie powstrzymuj się. ~ Prawdziwa bitwa dopiero się zaczyna.. ~ – Pomyślałem. – Coś się stało? Czyżbyś zużył całą czarkę i wykorzystał wszystkie opcje?
- Nani?! – Syknął, a ja usłyszałem, że upada na kolana. – ~ To już… ~ – Złożyłem szybko pieczęcie. Tak. Użyje tych znaków, aby zapieczętować Orochimaru i zniszczyć go. – ~ Sądząc po tym co słyszę, oraz czuję musi to być Ośmio-ogonowy wąż Orochimaru. – Wreszcie wylazłeś… – Uśmiechnąłem się i po złożeniu ostatniej pieczęci zacząłem pieczętowanie. Biało-skóry wypluł miecz.
- To jest to! To na co czekałem. Dzięki Tobie charka Sasuke-kun spała do zera, a ja wyszedłem jego ciała i… – Nie dałem mu zakończyć. Moja ręka uniosła się do góry, a moja „tarcza” zrobiła to samo, zaś lewą ręką otworzyłem nie wielki flakonik, z którego zaczął unosić się przeźroczysty dymek, moja bariera zrobiła to samo, tyle, że z jej flakonu wyszedł ogień.
- Co teraz zrobisz, Sasuke? – Mruknąłem, a Orochimaru zniknął. – ~ O to mi chodziło… Sasuke.. ~ – Pomyślałem. – Zakręciłem flakon o kafelki, a niego wyleciały czarne dwa kruki, które przy zderzeniu, z moją tarczą rozpłynęły się w czarnych płomieniach. Zacząłem dyszeć ciężko. To był mój limit. – To teraz czas na twoje oczy. Myślę, że to czas na przejęcie. – Dałem krok w jego stronę, ale poczułem ogromy ból w okolicach mojego serca. Złapałem się za bolące miejsce i splunąłem krwią na rękę. W między czasie poczułem, że jedna z barier chroniąca moje ciało po prostu znika. – Te oczy są moje! – Krzyknąłem.
- Pierdol się… – Krzyknął mój brat w odpowiedzi. Zaczął się cofać słyszałem to a ja szedłem dalej i dalej. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i… – Gomenasai, Sasuke-chan. Kocham cię… – Moje usta wypowiedziały te słowa, ale bez dźwięcznie, a okrwawioną dłonią dotknąłem jego czoła i na mojej
twarzy pojawił się uśmiech. Ten ostatni, jedyny, oraz najważniejsze… Szczery. Osunąłem się na ziemie. Umarłem z uśmiechem na twarzy, bo zabiła mnie osoba, którą kochałem. Wiedziałem, że nie trafię do nieba. A jednak..
…******…
A teraz pare uroczych fotek:D...
.jpg)
.png)
.jpg)
środa, 23 grudnia 2009
Rozdział: XIII..
Rozdział: XIII..
___________
Czym jestem napiętnowany? – Czyli sekret Mangekyou Sharingan’a xD..
Sasuke vs. Itachi. – Part: I.
Siedziałem w wielkim tronie rodu Uchiha.
- Widzisz moją śmierć? – Zapytałem ze spokojem, a moje długie pasma włosów opadły mi na twarz. – Więc… – Zobaczmy, jak dobry jest twój wzrok. – Uśmiechnąłem się chłodno i wstałem z fotela, podszedłem do niego. Byłem odrobinę niższy. Chwycił mnie lewą ręką za kołnierz płaszcza, a zaś prawą dobył za pas, za którym miał swoją katanę. Jego miecz przeszył ze świstem powietrze, gdy się uchyliłem. Po chwili, gdy mnie już prawie miał.
- Kuso.. – Złapałem go za czarny płaszcz i rzuciłem nim o ziemie, przez którą przejechał, niczym masło po rozgrzanej patelni. Patrzyłem na niego parą krwisto czerwonych oczu, zimnych oczu. – Chidori nagashi! – Krzyknął a ja zdezoriętowany spojrzałem w jego błyszczące oczy. Gdy piorun dochodził do mnie, to on z szaleńczą minął wskoczył i powalił mnie na ziemie. Gumka mi puściła, rozpuszczając moje długie, hebanowe włosy. – Jesteś silny.. Naprawdę – Jego oczy dalej bez wyrazu. Zimne.
- To twój koniec Itachi, Ale zanim cię zabiję mam ostatnie pytanie. – Uniosłem dłoń, tak jakbym chciał go uderzyć w czoło, ale nie miałem takiego zamiaru, jeszcze nie. Drżałem, a on to widział. Wskazałem mu „coś” i spojrzał za ruchem mojej ręki.
Siedziałem w fotelu i patrzyłem na niego parą nieruchomych oczu. Itachi, na którym siedział mój brat rozproszył się w czarnych krukach. – Osłupiałeś? – Syknął wstając z mojej iluzji.
- Co chcesz wiedzieć? – Zapytałem. – ~ Koniec jest zerwaniem dróg, ale… ~ Jestem skłonny aby cię wysłuchać. – Stanął za mną z kataną, która przebiła mój w brzuch na wylot w miejscu gdzie znajdował się jeden z punktów witalnych. Splunąłem krwią.
- Genjutsu1… – Szepnąłem cicho, gdy zobaczyłem ja mój „braciszek” rozpływa się w wężach.
- Powiedziałem „To koniec” ty morderczy, ohydny draniu… Ale zanim cię zabiję, mam jedno pytanie.
„- W głównym budynku, w świątyni Nakano z prawej strony, pod siódmą matą tatami znajduję się miejsce tajnych spotkań klanu. Znajdziesz tam prawdziwy powód istnienia technik wzrokowych klanu Uchiha, oraz ich sekrety są właśnie tam zapisane. Jeżeli uda ci się aktywować Mangekyou Sharingan’a, to będzie już nas trzech, a kiedy to się… stanie.. Pozostawienie cię przy życiu nabierze jakiegoś znaczenia.”
- A teraz gadaj, albo poczujesz czym jest prawdziwy ból. – Syknąłem cicho, gdy metal wbił się mocniej. – Kiedy wybiłeś cały Klan… Wspominałeś o kimś jeszcze. Ten członek Uchiha, którego nie zabiłeś był wspólnikiem.. – Stwierdził mój ototo. – Nawet Ty nie wybiłbyś całej Policji samotnie.
- Rozgryzłeś to… – Uśmiechnąłem się pogardliwie.
- Kim on jest?
- Uchiha Madara… – Powiedziałem
- Uchiha… Madara?! – Chyba go ta informacja doprowadziła do szoku.
- Jeden z założycieli Konoha… Osoba, która jako pierwsza posiadła Mangekyo Sharingan.
- Założyciel? – Czyżbym usłyszał prychnięcie? – Więc Madara powinien od dawna nie żyć! – Krzyknął. – Nabijasz się zemnie?!
- Madara żyje.. – Zamknąłem oczy, by odpoczęły. – Bez znaczenia, czy w to wierzysz, czy też nie.
- Przestań sobie robić ze mnie jaja. – Warknął mój braciszek.
- Aby przetrwać czepiamy się rozpaczliwie tego, co znamy i rozumiemy.. – Spojrzałem na niego. – …Zniekształcamy rzeczywistość.. – Katana, która przebiła me ciało na wylot, cholernie mnie wkurzała. – Rzeczywistość to iluzja.. Ludzie żyją, otoczeni przez to, co przyjęli za prawidłowe i rzeczywiste. Taka jest właśnie okrutna „rzeczywistość”. To wszystko jednak może być zwykłą iluzją. Generalnie można założyć, że ludzie żyją w świecie własnych przekonań.
- Do czego zmierzasz?! – Syknął jadowicie.
- Heh… Do tego, że oparłeś się na swoim samolubnym przekonaniu, że… – Chciałem powiedzieć, że „uwierzyłeś w to, że Cię nienawidzę.”, ale… – że Madara nie żyję. – Po wstrzymałem się. – Dokładnie tak samo, jak uwierzyłeś w to, że jestem twoim kochany, starszym bratem. – Kuso, nie tak to miało zabrzmieć. Tak zimno, ale jak już tą grę zacząłem, to muszę ją zakończyć. – Udawałem kochanego, starszego brata. By ocalić twój potencjał.
- W tedy tłumaczyłem sobie, że to wszystko, to zwykły koszmar, czy nawet, że to iluzja. Genjutsu.. – Zamilkł. – ALE TO BYŁA CHOLERNIE REALNA RZECZYWISTOŚĆ!! – Ryknął drżącym oraz przepełnionym goryczą głosem, po czym odwrócił się przodem mnie po czym dosłownie milimetr przed moją twarzą walnął swoim Chidori. – Moje oczy są teraz inne, widzą twoje genjutsu!
- Hahaha… – Zaśmiałem się dźwięcznie oraz chłodno. – Skąd ja to znam? Wściekasz się i grozisz mi. Coś mi mówi, że to nie są tylko puste słowa…
- Czy to znaczy, że skończysz wreszcie te swoje gierki? – Moja iluzja rozmazała się, znikając.
- …Ale z drugiej strony wciąż nie masz tych oczu, co ja Sasuke…
- Jeżeli jesteś taki mądry, to użyj swojego Mangekyou i spróbuj mnie zabić! – Tego się nie spodziewałem. Musiałem szybko wymyślać nową strategie. – A może już nie potrafisz ocenić moich zdolności? – Oparł się w luzackiej pozie o miecz, który wydobył wcześniej z pochwy. Wstałem powoli.
- Mangekyou ma specjalne właściwości.
- Hm…? – Sasuke chyba mnie nie zrozumiał. – Co to ma znaczyć? – Zapytał zszokowany.
- Od momentu „przebudzenia” kalejdoskop traci swój blask.
- Ślepota? – Zdziwił się. Chyba. – A więc to jest cena, jaką trzeba zapłacić, w zamian za „te” oczy oraz za kontrole nad Kyuubi’m.
- No proszę, proszę… A więc jednak byłeś w tajnym miejscu spotkań klanu i zapewne wiesz, że… – Wstałem i zacząłem się zbliżać w jego stronę. Obraz mi się zamazywał. – Madara miał młodszego brata…
- Tak, wiem… – Łezki w sharingan’ie zrobiły powolny okrąg i zmieniły się w kalejdoskop.
- Więc słuchaj i patrz.. – Mruknąłem. – Madara miał młodszego brata, ale o tym już wiesz.. – zrobiłem pauzę. – Jednak nie wiesz nic o tym jak zdobył wieczny sharingan. – Ukazał się ogród z dwójką dzieci. – Jego oczy były inne. Zabijali swoich przyjaciół, oraz wiele innych osób. Jednakże… – Scena zmieniła się – …Bracia chcieli więcej, i więcej.. – Na las. – Pewnej nocy, zabili swoich najlepszych przyjaciół i osiągnęli wyszywszy poziom sharingan. Moc, o której jeszcze nikt nie słyszał. A jednak.. – Sytuacja znowu się zmieniła i Madara zwijał się z bólu. Leżał na pościeli i wył, jak bity pies. – Madara w końcu nie wytrzymał i wydłubał oczy swojemu młodszemu bratu. – Czarnowłosy wyciągnął dłoń i przystawił ją do oka młodego.
„- Gomenasai, ototo..” – Powiedział i zaczął wyrywać czerwone oko z oczodołów. Krew trysnęła, a sam chłopak złapał się za oko. Słyszał jak białe nerwy i błony się rwą, wysyłając do mózgu coraz to nowsze informacje, zaopatrzone w sam ból. Krew obryzgała zszokowaną twarz mojego młodszego brata. Sytuacja znowu się zmieniła, znowu na las, gdzie Madara uciekał.
- Widzisz moją śmierć? – Zapytałem ze spokojem, a moje długie pasma włosów opadły mi na twarz. – Więc… – Zobaczmy, jak dobry jest twój wzrok. – Uśmiechnąłem się chłodno i wstałem z fotela, podszedłem do niego. Byłem odrobinę niższy. Chwycił mnie lewą ręką za kołnierz płaszcza, a zaś prawą dobył za pas, za którym miał swoją katanę. Jego miecz przeszył ze świstem powietrze, gdy się uchyliłem. Po chwili, gdy mnie już prawie miał.
- Kuso.. – Złapałem go za czarny płaszcz i rzuciłem nim o ziemie, przez którą przejechał, niczym masło po rozgrzanej patelni. Patrzyłem na niego parą krwisto czerwonych oczu, zimnych oczu. – Chidori nagashi! – Krzyknął a ja zdezoriętowany spojrzałem w jego błyszczące oczy. Gdy piorun dochodził do mnie, to on z szaleńczą minął wskoczył i powalił mnie na ziemie. Gumka mi puściła, rozpuszczając moje długie, hebanowe włosy. – Jesteś silny.. Naprawdę – Jego oczy dalej bez wyrazu. Zimne.
- To twój koniec Itachi, Ale zanim cię zabiję mam ostatnie pytanie. – Uniosłem dłoń, tak jakbym chciał go uderzyć w czoło, ale nie miałem takiego zamiaru, jeszcze nie. Drżałem, a on to widział. Wskazałem mu „coś” i spojrzał za ruchem mojej ręki.
Siedziałem w fotelu i patrzyłem na niego parą nieruchomych oczu. Itachi, na którym siedział mój brat rozproszył się w czarnych krukach. – Osłupiałeś? – Syknął wstając z mojej iluzji.
- Co chcesz wiedzieć? – Zapytałem. – ~ Koniec jest zerwaniem dróg, ale… ~ Jestem skłonny aby cię wysłuchać. – Stanął za mną z kataną, która przebiła mój w brzuch na wylot w miejscu gdzie znajdował się jeden z punktów witalnych. Splunąłem krwią.
- Genjutsu1… – Szepnąłem cicho, gdy zobaczyłem ja mój „braciszek” rozpływa się w wężach.
- Powiedziałem „To koniec” ty morderczy, ohydny draniu… Ale zanim cię zabiję, mam jedno pytanie.
„- W głównym budynku, w świątyni Nakano z prawej strony, pod siódmą matą tatami znajduję się miejsce tajnych spotkań klanu. Znajdziesz tam prawdziwy powód istnienia technik wzrokowych klanu Uchiha, oraz ich sekrety są właśnie tam zapisane. Jeżeli uda ci się aktywować Mangekyou Sharingan’a, to będzie już nas trzech, a kiedy to się… stanie.. Pozostawienie cię przy życiu nabierze jakiegoś znaczenia.”
- A teraz gadaj, albo poczujesz czym jest prawdziwy ból. – Syknąłem cicho, gdy metal wbił się mocniej. – Kiedy wybiłeś cały Klan… Wspominałeś o kimś jeszcze. Ten członek Uchiha, którego nie zabiłeś był wspólnikiem.. – Stwierdził mój ototo. – Nawet Ty nie wybiłbyś całej Policji samotnie.
- Rozgryzłeś to… – Uśmiechnąłem się pogardliwie.
- Kim on jest?
- Uchiha Madara… – Powiedziałem
- Uchiha… Madara?! – Chyba go ta informacja doprowadziła do szoku.
- Jeden z założycieli Konoha… Osoba, która jako pierwsza posiadła Mangekyo Sharingan.
- Założyciel? – Czyżbym usłyszał prychnięcie? – Więc Madara powinien od dawna nie żyć! – Krzyknął. – Nabijasz się zemnie?!
- Madara żyje.. – Zamknąłem oczy, by odpoczęły. – Bez znaczenia, czy w to wierzysz, czy też nie.
- Przestań sobie robić ze mnie jaja. – Warknął mój braciszek.
- Aby przetrwać czepiamy się rozpaczliwie tego, co znamy i rozumiemy.. – Spojrzałem na niego. – …Zniekształcamy rzeczywistość.. – Katana, która przebiła me ciało na wylot, cholernie mnie wkurzała. – Rzeczywistość to iluzja.. Ludzie żyją, otoczeni przez to, co przyjęli za prawidłowe i rzeczywiste. Taka jest właśnie okrutna „rzeczywistość”. To wszystko jednak może być zwykłą iluzją. Generalnie można założyć, że ludzie żyją w świecie własnych przekonań.
- Do czego zmierzasz?! – Syknął jadowicie.
- Heh… Do tego, że oparłeś się na swoim samolubnym przekonaniu, że… – Chciałem powiedzieć, że „uwierzyłeś w to, że Cię nienawidzę.”, ale… – że Madara nie żyję. – Po wstrzymałem się. – Dokładnie tak samo, jak uwierzyłeś w to, że jestem twoim kochany, starszym bratem. – Kuso, nie tak to miało zabrzmieć. Tak zimno, ale jak już tą grę zacząłem, to muszę ją zakończyć. – Udawałem kochanego, starszego brata. By ocalić twój potencjał.
- W tedy tłumaczyłem sobie, że to wszystko, to zwykły koszmar, czy nawet, że to iluzja. Genjutsu.. – Zamilkł. – ALE TO BYŁA CHOLERNIE REALNA RZECZYWISTOŚĆ!! – Ryknął drżącym oraz przepełnionym goryczą głosem, po czym odwrócił się przodem mnie po czym dosłownie milimetr przed moją twarzą walnął swoim Chidori. – Moje oczy są teraz inne, widzą twoje genjutsu!
- Hahaha… – Zaśmiałem się dźwięcznie oraz chłodno. – Skąd ja to znam? Wściekasz się i grozisz mi. Coś mi mówi, że to nie są tylko puste słowa…
- Czy to znaczy, że skończysz wreszcie te swoje gierki? – Moja iluzja rozmazała się, znikając.
- …Ale z drugiej strony wciąż nie masz tych oczu, co ja Sasuke…
- Jeżeli jesteś taki mądry, to użyj swojego Mangekyou i spróbuj mnie zabić! – Tego się nie spodziewałem. Musiałem szybko wymyślać nową strategie. – A może już nie potrafisz ocenić moich zdolności? – Oparł się w luzackiej pozie o miecz, który wydobył wcześniej z pochwy. Wstałem powoli.
- Mangekyou ma specjalne właściwości.
- Hm…? – Sasuke chyba mnie nie zrozumiał. – Co to ma znaczyć? – Zapytał zszokowany.
- Od momentu „przebudzenia” kalejdoskop traci swój blask.
- Ślepota? – Zdziwił się. Chyba. – A więc to jest cena, jaką trzeba zapłacić, w zamian za „te” oczy oraz za kontrole nad Kyuubi’m.
- No proszę, proszę… A więc jednak byłeś w tajnym miejscu spotkań klanu i zapewne wiesz, że… – Wstałem i zacząłem się zbliżać w jego stronę. Obraz mi się zamazywał. – Madara miał młodszego brata…
- Tak, wiem… – Łezki w sharingan’ie zrobiły powolny okrąg i zmieniły się w kalejdoskop.
- Więc słuchaj i patrz.. – Mruknąłem. – Madara miał młodszego brata, ale o tym już wiesz.. – zrobiłem pauzę. – Jednak nie wiesz nic o tym jak zdobył wieczny sharingan. – Ukazał się ogród z dwójką dzieci. – Jego oczy były inne. Zabijali swoich przyjaciół, oraz wiele innych osób. Jednakże… – Scena zmieniła się – …Bracia chcieli więcej, i więcej.. – Na las. – Pewnej nocy, zabili swoich najlepszych przyjaciół i osiągnęli wyszywszy poziom sharingan. Moc, o której jeszcze nikt nie słyszał. A jednak.. – Sytuacja znowu się zmieniła i Madara zwijał się z bólu. Leżał na pościeli i wył, jak bity pies. – Madara w końcu nie wytrzymał i wydłubał oczy swojemu młodszemu bratu. – Czarnowłosy wyciągnął dłoń i przystawił ją do oka młodego.
„- Gomenasai, ototo..” – Powiedział i zaczął wyrywać czerwone oko z oczodołów. Krew trysnęła, a sam chłopak złapał się za oko. Słyszał jak białe nerwy i błony się rwą, wysyłając do mózgu coraz to nowsze informacje, zaopatrzone w sam ból. Krew obryzgała zszokowaną twarz mojego młodszego brata. Sytuacja znowu się zmieniła, znowu na las, gdzie Madara uciekał.
Uwolniłem go z genjutsu. Spojrzał na mnie. Po chwili potrząsnął głową i spojrzał w moje oczy. Już prawie nie widziałem.
- Teraz rozumiesz? – Pokręcił przecząco. – CIEBIE CZEKA TEN SAM LOS!! OTOTO A TE OCZY BĘDĄ MOJE! – Zacząłem się szyderczo śmiać.
- Nani?! – Doskoczyłem do niego i przygwoździłem go własnym ciałem do ściany.
- ~ Gomenasai ototo… ~ – Wyciągnąłem rękę w jego stronę i z chorym uśmiechem zacząłem wydłubywać mu jego oko. Krew o brudziła mi palce, gdy tylko lekko je naruszyłem. Pociągnąłem je mocniej a po chwili kilka białych nerwów, pękło, a ten ryknął z bólu i złapał się za krwawiące miejsce. Prawe oko było już moje. Teraz lewe.
- Ty… Cholerny psie! – Odepchnął mnie szybko a ja z szyderczą miną bez skrupułów wysunąłem z rękawa niewielki, szklany pojemniczek. Zrobiłem klona który złapał go z tyłu, ja zaś podszedłem od przodu i złapałem jego twarz w mocnym uścisku. Ten mord w jego oczach. Ta wściekłość, ta nienawiść i zalążek uczucia. Puściłem go i spojrzałem mu w oczy. W moich oczach były nieme słowa przebaczenia. Chciałem żeby mi wybaczył. Moja dłoń ponownie się uniosła chciałem mu odebrać drugie oko, ale coś się stało. Do jego oka napłynęła chakra z pieczęci, na jego ramieniu.
- ~ Czyż byś się kapnął?! ~ Obraz stanął a moja dłoń zastygła na minutę wyciągnięta milimetr przed jego okiem. Po chwili obraz posypał się, jak szkło, z rozbitego lustra.
- Teraz rozumiesz? – Pokręcił przecząco. – CIEBIE CZEKA TEN SAM LOS!! OTOTO A TE OCZY BĘDĄ MOJE! – Zacząłem się szyderczo śmiać.
- Nani?! – Doskoczyłem do niego i przygwoździłem go własnym ciałem do ściany.
- ~ Gomenasai ototo… ~ – Wyciągnąłem rękę w jego stronę i z chorym uśmiechem zacząłem wydłubywać mu jego oko. Krew o brudziła mi palce, gdy tylko lekko je naruszyłem. Pociągnąłem je mocniej a po chwili kilka białych nerwów, pękło, a ten ryknął z bólu i złapał się za krwawiące miejsce. Prawe oko było już moje. Teraz lewe.
- Ty… Cholerny psie! – Odepchnął mnie szybko a ja z szyderczą miną bez skrupułów wysunąłem z rękawa niewielki, szklany pojemniczek. Zrobiłem klona który złapał go z tyłu, ja zaś podszedłem od przodu i złapałem jego twarz w mocnym uścisku. Ten mord w jego oczach. Ta wściekłość, ta nienawiść i zalążek uczucia. Puściłem go i spojrzałem mu w oczy. W moich oczach były nieme słowa przebaczenia. Chciałem żeby mi wybaczył. Moja dłoń ponownie się uniosła chciałem mu odebrać drugie oko, ale coś się stało. Do jego oka napłynęła chakra z pieczęci, na jego ramieniu.
- ~ Czyż byś się kapnął?! ~ Obraz stanął a moja dłoń zastygła na minutę wyciągnięta milimetr przed jego okiem. Po chwili obraz posypał się, jak szkło, z rozbitego lustra.
Poczułem krwawą łzę na moim policzku.
- Kurwa JAK CI SIĘ TO UDAŁO?!! – Wrzasnąłem upadając na kolana i łapiąc się za lewe oko. – Jak udało ci się wyjść z mojego Tsukuyomi? – Wysyczałem.
- Już ci mówiłem na mnie żadne genjutsu nie działa. – Odparł lodowato. – A więc takie są efekty „ucieczki” z tych oczu. . – Totalnie mnie wryło. Wstałem powoli, ze zmęczeniem.
- Zakończmy to… – Powiedziałem, łapiąc szybko za wszystkie małe shuriken’y, jakie miałem w kieszeni.
- Dobrze.. – Syknął z takim jadem, że zacząłem się bać. Zaczęliśmy rzucać kunai, oraz strzelać w siebie kulami ognia.
- ~ Kuso! On jest szybki. ~ – Jęknąłem głucho po czym upadłem na kolana. Po czułem, że z moich oczu płyną krewą łzy. Zamknąłem lewe oko. – Cóż.. To twój koniec.. – Zaśmiałem się lodowato. Otworzyłem moje oko, które zrobiło się szare i krzyknąłem. – AMATERASU! – Zaczął biec, w moim kierunku. Jednak nie miał ochoty mnie zaatakować. Miał na celu coś innego… Odwróciłem się w jego kierunku po czym szybko odskoczyłem. Znowu mnie zaatakował, a ja znowu odskoczyłem. Miałem dość. – ~ Co on kombinuje?! ~ – Spojrzałem mu w oczy.
- ZDYCHAJ! – Ryknął, a ja z szeroko otwartymi oczyma patrzyłem, na pękającą podłogę. Wyskoczyłem, po czym stanąłem na suficie. On zamknął oczy a gdy je otworzył, doznałem szoku. – ~ Czy to… Mangekyou?! ~ – Moje przerażenie sięgnęło zenitu, gdy ujrzałem furie w jego oczach. – Oto… to? – Szepnąłem, gdy ten rozwalił kopułę kryjówki, a ja wyskoczyłem na zewnątrz. Uderzył mocno w ziemie i szepnął coś pod nosem. Złożył szybko pieczęci po czym w moim kierunku pomknęła kula ognia.
- Giń!! – Ryknął, po czym wskoczył na wysoki słup, ponownie składając pieczęcie. Upadłem na tyłek…
…******…
Susek: - Sorry, nie chciało mi się tego wszystkiego sprawdzać O.o. A po za tym... Mój jeb**y chomikuj.pl/, się pieprzy =__=.
- Kurwa JAK CI SIĘ TO UDAŁO?!! – Wrzasnąłem upadając na kolana i łapiąc się za lewe oko. – Jak udało ci się wyjść z mojego Tsukuyomi? – Wysyczałem.
- Już ci mówiłem na mnie żadne genjutsu nie działa. – Odparł lodowato. – A więc takie są efekty „ucieczki” z tych oczu. . – Totalnie mnie wryło. Wstałem powoli, ze zmęczeniem.
- Zakończmy to… – Powiedziałem, łapiąc szybko za wszystkie małe shuriken’y, jakie miałem w kieszeni.
- Dobrze.. – Syknął z takim jadem, że zacząłem się bać. Zaczęliśmy rzucać kunai, oraz strzelać w siebie kulami ognia.
- ~ Kuso! On jest szybki. ~ – Jęknąłem głucho po czym upadłem na kolana. Po czułem, że z moich oczu płyną krewą łzy. Zamknąłem lewe oko. – Cóż.. To twój koniec.. – Zaśmiałem się lodowato. Otworzyłem moje oko, które zrobiło się szare i krzyknąłem. – AMATERASU! – Zaczął biec, w moim kierunku. Jednak nie miał ochoty mnie zaatakować. Miał na celu coś innego… Odwróciłem się w jego kierunku po czym szybko odskoczyłem. Znowu mnie zaatakował, a ja znowu odskoczyłem. Miałem dość. – ~ Co on kombinuje?! ~ – Spojrzałem mu w oczy.
- ZDYCHAJ! – Ryknął, a ja z szeroko otwartymi oczyma patrzyłem, na pękającą podłogę. Wyskoczyłem, po czym stanąłem na suficie. On zamknął oczy a gdy je otworzył, doznałem szoku. – ~ Czy to… Mangekyou?! ~ – Moje przerażenie sięgnęło zenitu, gdy ujrzałem furie w jego oczach. – Oto… to? – Szepnąłem, gdy ten rozwalił kopułę kryjówki, a ja wyskoczyłem na zewnątrz. Uderzył mocno w ziemie i szepnął coś pod nosem. Złożył szybko pieczęci po czym w moim kierunku pomknęła kula ognia.
- Giń!! – Ryknął, po czym wskoczył na wysoki słup, ponownie składając pieczęcie. Upadłem na tyłek…
…******…
Susek: - Sorry, nie chciało mi się tego wszystkiego sprawdzać O.o. A po za tym... Mój jeb**y chomikuj.pl/, się pieprzy =__=.
UWAGA PRZED NAMI JESZCZE DWIE NOTKI!!! ;D:D
___________
Genjutsu1 – Genjutsu (jap. 幻術 dosł. "techniki iluzji"?) - sztuka kontrolowania umysłu i czakry przeciwnika, która wymaga bardzo dobrej koncentracji czakry. Zadaniem tych jutsu jest zmylenie przeciwnika lub jego zaatakowanie. Genjutsu może zadawać obrażenia fizyczne lub psychiczne..
niedziela, 20 grudnia 2009
Rozdział: XII..
Rozdział: 12.
.jpg)
W październikową noc, gdzieś w lesie, w wiosce liścia była rzeczka. Pewnym, oraz raźnym krokiem podszedłem do kamienia. Usiadłem na nim i spojrzałem w wodę. W czystej tafli zobaczyłem siebie. Jako dziecko. Po moim policzku spłynęła jedna łza, która wpadła do wody. Zdjąłem z siebie ubrania i wskoczyłem do czystej wody. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Westchnąłem i odwróciłem się po raz kolejny. Ujrzałem coś. Coś, co mnie wystraszyło. Na pomoście, bardzo blisko mnie siedział nie kto inny, jak Sasuke. Patrzył w wodę, nie na mnie. Jednak, gdy podniósł oczy ja dałem nura do czystej, niczym nie skażonej rzeki. Byłem w szoku. Wypłynąłem dopiero pod po mostem i łapiąc spazmatycznie powietrze usłyszałem ciche pytanie.
- Sasuke, dlaczego tak nienawidzisz swojego brata? – Był to dziecięcy, miły, ale i za niepokojony głosik chłopaka. Owy chłopak był blondynem o lazurowych oczach.
- On zabił mi rodziców, ty tego nie zrozumiesz. Nigdy. – Westchnął, wrzucając coś do wody i odszedł a za nim pobiegł blondas. Znałem tego lazurowookiego chłopaka. To on był tym bijuu1, którego ludzie tak nienawidzili. Dobra nie ważne. Miałem już odpływać gdy usłyszałem pisk niebieskookiego. Wypłynąłem spod pomostu i zerknąłem na trzynastolatków.
- ~ Hehe… Co za dzieci.. ~ – Pomyślałem znikając po ubrania.
Cztery godziny później, skacząc z gałęzi, na gałąź usłyszałem jakieś krzyki. Stanąłem i usiadłem na gałęzi.
- Sasuke ty kretynie.. Ja Cię kiedyś uduszę! – Darł się blondyn, bo właśnie stracili drogę do obozu. Heh… Mógł bym im pomóc, ale nie chciało mi się wstawać(hahaha^^), a ta gałąź, jest taka miękka(*Rechoce, jak żaba^^*)…
- To twoja wina Usuratonkachi!! =__= – Patrzyłem na nich z góry. Siedząc i machając nogami. Widząc przerażenie na twarzy krótkowłosego blondyna zacząłem się śmiać. Ten mroczny wybuch śmiechu przyciągnął uwagę chłopaków. W moim kierunku poszybowała mała gwiazdka.
- ~ Kuso! ~ – Pomyślałem kontr atakując. Mój kunai przeszył powietrze, a ja sam aktywowałem Sharingan. Zawisnąłem głową w dół i spojrzałem, na kryjącego się za plecami mojego brata niebieskookiego. – No proszę… proszę witaj Naruto.. – Uśmiechnąłem się do niego „miło”. Chłopak drżał.
- Itachi… – Syknął Sasu, na którego nie zwróciłem uwagi.
- Nie mam teraz czasu, na wygłupy.. – Prychnąłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć „No hej wiesz Sasuke, zostałem zmuszony do wybicia klanu, a i wiesz co? Kocham cię..”. Chociaż przyszedłem, żeby przypilnować mojego go, aby mu się nic nie stało. Będąc ubrany w czarny, ciepły płaszcz z czerwonymi chmurami patrzyłem na nich jeszcze chwilę, po czym w końcu się odezwał blondyn.
- Sasuke… znasz go?
-To mój starszy, pieprzony brat.. – Naruto cofnął się o krok, a gdy uznał, że stoi wystarczając daleko.
- Co Sasuke? Udowodnij mi, jak silny jesteś.. – Syknąłem złośliwie, mrużąc oczy. Ten strach i zarazem ból w jego oczach. Wiedziałem, że mnie jeszcze nie zabiję, ale musiałem podsycićniecić jego nienawiść.
- CHODORI! – Powiedział głosem, w którym była lodowata nuta. – Żyj to…! – Nie widocznym ruchem wyszarpnąłem nuż kunai i ze złowieszczą miną rzuciłem nim w niego. Kunai odbił się kilka centymetrów przed twarzą mojego brata.. – NIE WTRĄCAJ SIĘ!! – Ryknął Sasuke do Naruto, który właśnie odparł mój nóż. Stanął, a Sasuke zaczął biec na mnie. Zniwelowałem to łapiąc go za tę rękę i… – Aaaaa!! – Chłopak szarpnął się, gdy moja szczupła dłoń złapał go za nadgarstek, łamiąc go. Ogromna fala pioruna wbiła się w drzewo. – DLACZEGO NIISAN?!
- Bo jesteśmy braćmi.. – Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem w moich oczach pojawił się wiatraczek, który złapał obu chłopców w iluzję, w genjutsu.
- Gomenasai.. Sasuke. – Oboje zemdleli, a ja ich złapałem. Wskoczyłem, na drzewo i nie myśląc więcej ruszyłem z chłopcami do ich obozu. Kakashi się z dziwił widząc mnie.
- Konba wa panie Kakashi.. – Spojrzałem na niego chłodno.
- Itachi? Co ty tu robisz? – Położyłem chłopców do śpiworów, po czym nie patrząc na mężczyznę odpowiedziałem.
- Przyszedłem aby pilnować mojego brata. – Spojrzałem śpiącą twarz mojego brata.
- Eeee… Nie rozumiem.. – Zdziwił się Hatake.
- Wytłumaczę ci to kiedyś.. – Pogłaskałem mojego śpiącego brata, po włosach poczym ucałowawszy go w czoło powiedziałem. – Sensei.. Ja już pójdę. – Mruknąłem cicho i wskoczyłem na gałąź. Nie myśląc już więcej o niczym zniknąłem, pojawiając się w obozie, gdzie był już Kisame, który głośno chrapał :D. Westchnąłem i wszedłem do śpiwora, poczym szybko zasnąłem, otulony spokojem nocy.
- Sasuke ty kretynie.. Ja Cię kiedyś uduszę! – Darł się blondyn, bo właśnie stracili drogę do obozu. Heh… Mógł bym im pomóc, ale nie chciało mi się wstawać(hahaha^^), a ta gałąź, jest taka miękka(*Rechoce, jak żaba^^*)…
- To twoja wina Usuratonkachi!! =__= – Patrzyłem na nich z góry. Siedząc i machając nogami. Widząc przerażenie na twarzy krótkowłosego blondyna zacząłem się śmiać. Ten mroczny wybuch śmiechu przyciągnął uwagę chłopaków. W moim kierunku poszybowała mała gwiazdka.
- ~ Kuso! ~ – Pomyślałem kontr atakując. Mój kunai przeszył powietrze, a ja sam aktywowałem Sharingan. Zawisnąłem głową w dół i spojrzałem, na kryjącego się za plecami mojego brata niebieskookiego. – No proszę… proszę witaj Naruto.. – Uśmiechnąłem się do niego „miło”. Chłopak drżał.
- Itachi… – Syknął Sasu, na którego nie zwróciłem uwagi.
- Nie mam teraz czasu, na wygłupy.. – Prychnąłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć „No hej wiesz Sasuke, zostałem zmuszony do wybicia klanu, a i wiesz co? Kocham cię..”. Chociaż przyszedłem, żeby przypilnować mojego go, aby mu się nic nie stało. Będąc ubrany w czarny, ciepły płaszcz z czerwonymi chmurami patrzyłem na nich jeszcze chwilę, po czym w końcu się odezwał blondyn.
- Sasuke… znasz go?
-To mój starszy, pieprzony brat.. – Naruto cofnął się o krok, a gdy uznał, że stoi wystarczając daleko.
- Co Sasuke? Udowodnij mi, jak silny jesteś.. – Syknąłem złośliwie, mrużąc oczy. Ten strach i zarazem ból w jego oczach. Wiedziałem, że mnie jeszcze nie zabiję, ale musiałem podsycićniecić jego nienawiść.
- CHODORI! – Powiedział głosem, w którym była lodowata nuta. – Żyj to…! – Nie widocznym ruchem wyszarpnąłem nuż kunai i ze złowieszczą miną rzuciłem nim w niego. Kunai odbił się kilka centymetrów przed twarzą mojego brata.. – NIE WTRĄCAJ SIĘ!! – Ryknął Sasuke do Naruto, który właśnie odparł mój nóż. Stanął, a Sasuke zaczął biec na mnie. Zniwelowałem to łapiąc go za tę rękę i… – Aaaaa!! – Chłopak szarpnął się, gdy moja szczupła dłoń złapał go za nadgarstek, łamiąc go. Ogromna fala pioruna wbiła się w drzewo. – DLACZEGO NIISAN?!
- Bo jesteśmy braćmi.. – Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem w moich oczach pojawił się wiatraczek, który złapał obu chłopców w iluzję, w genjutsu.
- Gomenasai.. Sasuke. – Oboje zemdleli, a ja ich złapałem. Wskoczyłem, na drzewo i nie myśląc więcej ruszyłem z chłopcami do ich obozu. Kakashi się z dziwił widząc mnie.
- Konba wa panie Kakashi.. – Spojrzałem na niego chłodno.
- Itachi? Co ty tu robisz? – Położyłem chłopców do śpiworów, po czym nie patrząc na mężczyznę odpowiedziałem.
- Przyszedłem aby pilnować mojego brata. – Spojrzałem śpiącą twarz mojego brata.
- Eeee… Nie rozumiem.. – Zdziwił się Hatake.
- Wytłumaczę ci to kiedyś.. – Pogłaskałem mojego śpiącego brata, po włosach poczym ucałowawszy go w czoło powiedziałem. – Sensei.. Ja już pójdę. – Mruknąłem cicho i wskoczyłem na gałąź. Nie myśląc już więcej o niczym zniknąłem, pojawiając się w obozie, gdzie był już Kisame, który głośno chrapał :D. Westchnąłem i wszedłem do śpiwora, poczym szybko zasnąłem, otulony spokojem nocy.
(Sorry, ale teraz mały przeskok czasowy:).)
Cztery lata później, siedząc w organizacji rozmyślałem nad własną głupotą.
- ~Kuso, jak ja mogłem być taki głupi? ~ – Męczyłem się. – ~ Jeszcze cztery razy użyję Mangekyou i oślepnę. ~ – Już nic praktycznie nie widziałem. Znaczy widziałem, ale bardzo słabo. Już wiedziałem, że za niedługo umrę. A krew splami dłonie osoby, którą kocham, którą chciałem ochronić przed złem tego świata. powijające się uczucie, myśli z latami znikają. Tak mówią, ale ja w to nie wierze.[Zapisując kolejne strony w pamiętniku myślę o tobie]. Wstałem powoli z łóżka. 24.12.2009roku. Pamiętałem, że w tym dniu są święta. A jednak. Ja już wiedziałem, że mnie zabijesz i że zemsta się dopełni. Z organizacji wyszedłem wieczorem. Idąc powoli przed siebie rozmyślałem nad różnymi rzeczami. – Zimno mi… – Wzdrygnąłem się. Moje oczy były już matowe im było ciemniej, tym było gorzej. Wiedziałem, że za jakiś tydzień, a może dwa przyjdziesz i zabijesz. Zamknąłem oczy poczym poczułem, że na moje policzki spada jedna, ale delikatny płatek śniegu. Nagle otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo, które było usłane już gwiazdami i księżycem. Zima w kraju ognia zawsze była późno, ale nigdy nie aż tak. Dopiero dziś zaczęło padać. Odgarnąłem lekko z czoła moje włosy i uśmiechnąłem się lekko, niewinnie. Zawsze byłem raczej chłodną osobą, ale gdy byłem w pobliżu mojego brata, albo w niebo, to moja mina zawsze była uśmiechnięta.
- ~Kuso, jak ja mogłem być taki głupi? ~ – Męczyłem się. – ~ Jeszcze cztery razy użyję Mangekyou i oślepnę. ~ – Już nic praktycznie nie widziałem. Znaczy widziałem, ale bardzo słabo. Już wiedziałem, że za niedługo umrę. A krew splami dłonie osoby, którą kocham, którą chciałem ochronić przed złem tego świata. powijające się uczucie, myśli z latami znikają. Tak mówią, ale ja w to nie wierze.[Zapisując kolejne strony w pamiętniku myślę o tobie]. Wstałem powoli z łóżka. 24.12.2009roku. Pamiętałem, że w tym dniu są święta. A jednak. Ja już wiedziałem, że mnie zabijesz i że zemsta się dopełni. Z organizacji wyszedłem wieczorem. Idąc powoli przed siebie rozmyślałem nad różnymi rzeczami. – Zimno mi… – Wzdrygnąłem się. Moje oczy były już matowe im było ciemniej, tym było gorzej. Wiedziałem, że za jakiś tydzień, a może dwa przyjdziesz i zabijesz. Zamknąłem oczy poczym poczułem, że na moje policzki spada jedna, ale delikatny płatek śniegu. Nagle otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo, które było usłane już gwiazdami i księżycem. Zima w kraju ognia zawsze była późno, ale nigdy nie aż tak. Dopiero dziś zaczęło padać. Odgarnąłem lekko z czoła moje włosy i uśmiechnąłem się lekko, niewinnie. Zawsze byłem raczej chłodną osobą, ale gdy byłem w pobliżu mojego brata, albo w niebo, to moja mina zawsze była uśmiechnięta.
Tydzień później drogi zostały zasypane, ale i tak poszedłem do jednej z kryjówek Akatsuki. Na mojej drodze spotkałem Naruto. Strasznie wyrósł.
- Ohayo Naruto-kun.. – Brakowało mu niewiele, a i by przerósł mnie.
- Itachi… – Zląkł się. – Muszę…
- Co musisz?
- Itachi, musisz iść zemną do Konohy..
- Nie mogę…
- Dlaczego?
- Bo tak..
- Nie mów tak. Ja znam prawdę… – Mruknął cichym głosem.
- O czym ty…?
- O tobie i Klanie Uchiha..
- Skąd wiesz?
- Mam swoje źródła. – Mangekyou zawirował i Naruto został złapany przez moje oczy w iluzję.
- Słuchaj, oddam część mojej mocy tobie, w ten sposób go ocalisz… – Spojrzałem mu w oczy i rzuciłem w jego kierunku małą gwiazdkę, która milimetr przed twarzą zmieniła się w czarnego kruka. Po chwili ptak zniknął w ustach niebieskookiego. Uwolniłem chłopaka z iluzji i uśmiechnąłem się. – To żegnaj Naruto-kun. Tym razem na zawsze.. – Zniknąłem w czarnych ptakach.
- Ohayo Naruto-kun.. – Brakowało mu niewiele, a i by przerósł mnie.
- Itachi… – Zląkł się. – Muszę…
- Co musisz?
- Itachi, musisz iść zemną do Konohy..
- Nie mogę…
- Dlaczego?
- Bo tak..
- Nie mów tak. Ja znam prawdę… – Mruknął cichym głosem.
- O czym ty…?
- O tobie i Klanie Uchiha..
- Skąd wiesz?
- Mam swoje źródła. – Mangekyou zawirował i Naruto został złapany przez moje oczy w iluzję.
- Słuchaj, oddam część mojej mocy tobie, w ten sposób go ocalisz… – Spojrzałem mu w oczy i rzuciłem w jego kierunku małą gwiazdkę, która milimetr przed twarzą zmieniła się w czarnego kruka. Po chwili ptak zniknął w ustach niebieskookiego. Uwolniłem chłopaka z iluzji i uśmiechnąłem się. – To żegnaj Naruto-kun. Tym razem na zawsze.. – Zniknąłem w czarnych ptakach.
Rano wstałem szybko. Dziś było jeszcze gorzej niż wczoraj. Mgiełka na moich była naprawdę wkurzająca. Otworzyłem oczy i ukazałem światu blask czerwieni, czerwieni. Nie raczej przekleństwa, przez które musiałem wybić całą moją rodzinę, zostawiając przy życiu tylko jego. Zjadłem coś szybko i wyszedłem. Na świeże powietrze. Usłyszałem szelest za mną i wróciłem do kryjówki. Wiedziałem, że to był on. Że to był…
- A jednak przyszedłeś.. – Mruknąłem cicho.
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… – Wysyczał. Stanąłem jak wryty, a on tworząc „technikę pioruna”2. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – Tam to skończymy. – Kruki, które wytworzyło moje ciało rozproszyły się.
- A jednak przyszedłeś.. – Mruknąłem cicho.
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… – Wysyczał. Stanąłem jak wryty, a on tworząc „technikę pioruna”2. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – Tam to skończymy. – Kruki, które wytworzyło moje ciało rozproszyły się.
…******…
Bijuu…1 – Nosiciel demona.
Technikę pioruna. – Chidori.
Bijuu…1 – Nosiciel demona.
Technikę pioruna. – Chidori.
sobota, 19 grudnia 2009
Rozdział: XI.
Rozdział: 11.
Otarłeś się ze śmiercią…
- Co jest? Gdzie ja jestem?
„- Itachi” – Usłyszałem głos. „– Itachi…?”
„- Nic mu nie będzie?”
„- Jest w ciężkim stanie..”
- ~ Kto jest w ciężkim stanie..?! ~
„- Ciśnienie?”
„- 30 na 80, spada..!”
„- Akcja serca?”
„- 75 i spada…”
„- Niisan!” – Ten głos. Co to? „ – Niisan!”
„- Weście go stąd..!!” – Au! Moja głowa.
„- Jak jego akcja serca? 55 i w ciąż spada…”
„- Niichan! Nie umieraj!”
Otarłeś się ze śmiercią…
- Co jest? Gdzie ja jestem?
„- Itachi” – Usłyszałem głos. „– Itachi…?”
„- Nic mu nie będzie?”
„- Jest w ciężkim stanie..”
- ~ Kto jest w ciężkim stanie..?! ~
„- Ciśnienie?”
„- 30 na 80, spada..!”
„- Akcja serca?”
„- 75 i spada…”
„- Niisan!” – Ten głos. Co to? „ – Niisan!”
„- Weście go stąd..!!” – Au! Moja głowa.
„- Jak jego akcja serca? 55 i w ciąż spada…”
„- Niichan! Nie umieraj!”
- Leż… Itachi. – Usiadłem gwałtownie, zrucając z siebie jakąś szmatkę z ziołami.
- Gdzie ja jestem? – Wziąłem ową rzecz do ręki i nie widząc nic, bo miałem zamknięte oczy. przystawiłem ją do nosa i powąchałem, do nozdrzy wdarł mi się zapach Czarnego bzu, oraz Miłorzębia-japońskiego1.
- Rozbiłem obóz. Zostaw to na twoich oczach to kataplazmy2. – Otworzyłem szybko oczy.
- Co to kurwa jest?! – Wrzasnąłem.
- To zioła, pomogą ci. – Kisame uśmiechnął się.
- Kurczę głowa mnie boli. – Syknąłem. – Kisame, co się stało?
- Twoje oczy one… Itachi co to jest? – Zapytał zdławionym głosem, a może mi się to tylko wydawało?
- To mangekyou Sharingan. ~ To przekleństwo. ~ – Dodałem w myślach.
- Zaraz, zaraz a więc ty? – Pokiwałem głową.
- Tak, zabiłem najlepszego i jedynego „przyjaciela”, który mnie śledził. – Wyczułem, że barczysty mężczyzna wstaję a po chwili poczułem, jak coś okrywa moje ciało.
- Śpij.. Masz znowu gorączkę.
- Kisame?
- Tak?
- Dziękuje… – Mruknąłem po czym zasnąłem, okryty płaszczem mojego partnera.
Rano, gdy się obudziłem wszystko było już ok. no może z wyjątkiem moich oczu. Już miałem mgiełkę przed oczyma, a miałem dopiero siedemnaście lat. Wiedziałem, że to się tak skończy.
- Itachi w porządku? – Zapytał Kisame i spojrzał na mnie.
- Hai.. – Odpowiedziałem. Zamilkliśmy. – Nie mamy czasu, aby martwić się o mnie.. Shinobi żyją i umierają. Taka jest ich dewiza. – Odezwałem się w końcu.
- O czym ty mówisz?
- Eh… No dobra, nie ważne. Możemy iść? – Zapytałem i spojrzałem przed siebie.
- Hai… – Odparł niebiesko-skóry.
- Gdzie ja jestem? – Wziąłem ową rzecz do ręki i nie widząc nic, bo miałem zamknięte oczy. przystawiłem ją do nosa i powąchałem, do nozdrzy wdarł mi się zapach Czarnego bzu, oraz Miłorzębia-japońskiego1.
- Rozbiłem obóz. Zostaw to na twoich oczach to kataplazmy2. – Otworzyłem szybko oczy.
- Co to kurwa jest?! – Wrzasnąłem.
- To zioła, pomogą ci. – Kisame uśmiechnął się.
- Kurczę głowa mnie boli. – Syknąłem. – Kisame, co się stało?
- Twoje oczy one… Itachi co to jest? – Zapytał zdławionym głosem, a może mi się to tylko wydawało?
- To mangekyou Sharingan. ~ To przekleństwo. ~ – Dodałem w myślach.
- Zaraz, zaraz a więc ty? – Pokiwałem głową.
- Tak, zabiłem najlepszego i jedynego „przyjaciela”, który mnie śledził. – Wyczułem, że barczysty mężczyzna wstaję a po chwili poczułem, jak coś okrywa moje ciało.
- Śpij.. Masz znowu gorączkę.
- Kisame?
- Tak?
- Dziękuje… – Mruknąłem po czym zasnąłem, okryty płaszczem mojego partnera.
Rano, gdy się obudziłem wszystko było już ok. no może z wyjątkiem moich oczu. Już miałem mgiełkę przed oczyma, a miałem dopiero siedemnaście lat. Wiedziałem, że to się tak skończy.
- Itachi w porządku? – Zapytał Kisame i spojrzał na mnie.
- Hai.. – Odpowiedziałem. Zamilkliśmy. – Nie mamy czasu, aby martwić się o mnie.. Shinobi żyją i umierają. Taka jest ich dewiza. – Odezwałem się w końcu.
- O czym ty mówisz?
- Eh… No dobra, nie ważne. Możemy iść? – Zapytałem i spojrzałem przed siebie.
- Hai… – Odparł niebiesko-skóry.
Zaczęliśmy skakać z drzewa na drzewo. Szelest gałęzi, oraz ta cisza, ona była uspakajająca, czasami tylko Kisame przerywał ciszę, gdy chciał mi czymś dogryźć. Wówczas byłem chłodny. Stanąłem na ziemi.
- Odpoczynek? – Mruknął, mój partner tak jakby mu się nie chciało, jak by całe życie z niego uszło.
- Spoko. – Odparłem. – Zostań tu. Ja muszę się umyć. Spojrzał na mnie (O.o, zaczynam podejrzewać Kisame o miłość, do naszej Łasiczki mrrau^6^.).
- Jak chcesz. – Parsknął doskonale wyćwiczonym, sztucznym śmiechem. Wzruszyłem tylko ramionami i zniknąłem pogrążony we własnych myślach.
…******…
(Hihihihi^^… Za niedługo koniec tego opowiadania, zaczynam już pisać część drugą;)^^)…
_________________
Miłorzębia-japońskiego1. – Miłorząb japoński (Ginko Biloba)
- Odpoczynek? – Mruknął, mój partner tak jakby mu się nie chciało, jak by całe życie z niego uszło.
- Spoko. – Odparłem. – Zostań tu. Ja muszę się umyć. Spojrzał na mnie (O.o, zaczynam podejrzewać Kisame o miłość, do naszej Łasiczki mrrau^6^.).
- Jak chcesz. – Parsknął doskonale wyćwiczonym, sztucznym śmiechem. Wzruszyłem tylko ramionami i zniknąłem pogrążony we własnych myślach.
…******…
(Hihihihi^^… Za niedługo koniec tego opowiadania, zaczynam już pisać część drugą;)^^)…
_________________
Miłorzębia-japońskiego1. – Miłorząb japoński (Ginko Biloba)
Inne nazwy: miłorząb dwuklapowy, miłorząb dwudzielny, miłorząb chiński.
Miłorząb japoński to najstarsze drzewo żyjące na ziemi. Jest to jedyny żyjący gatunek z rodziny miłorzębowa tych. Jego wysokość sięga 30-40 metrów a długość życia nawet do 1000 lat.
Miłorząb japoński działanie
wzmacnia naczynia krwionośne
poprawia pamięć i ukrwienie mózgu
reguluje ciśnienie krwi
spowalnia proces starzenia
Miłorząb japoński stosowanie
Miłorząb jest zalecany dla osób chcących poprawić swoją pamięć ale przede wszystkim dla osób z objawami takimi jak: utrata pamięci, dezorientacja, bóle głowy, depresja, szum w uszach, zawroty głowy czy skurcze nóg.
kataplazmy2. – Okład.
kataplazmy2. – Okład.
piątek, 18 grudnia 2009
Rozdział: X.
Rozdział: X.
„Nienawiść Klanu.”
Szedłem z moim partnerem Kisame w stronę ukrytej wioski liścia. Zanim weszliśmy do środka, jakiś niedorajda zatrzymał nas. Oczywiście, że użyłem na strażniku mojego genjutsu. W następnej chwili weszliśmy do wioski już bez przeszkód.
Godzinę później staliśmy w centrum wioski i rozglądając się za niejakim Uzumaki’m Naruto. -Tak. Tak dostałem misję, aby porwać tego blond gnojka.
- Wiesz, gdzie on jest? – Zapytał granatowo włosy mężczyzna.
- Tak..
- Pójdzie łatwo. Hehe… Itachi, czy to nie ten twój mały braciszek? – Zapytał, wskazując na mojego młodszego brata, który szedł przez wioskę. Widać było, że cierpi.
- Kisame, zmywamy się… – Wysyczałem, po czym zniknąłem w białym dymku.
„Nienawiść Klanu.”
Szedłem z moim partnerem Kisame w stronę ukrytej wioski liścia. Zanim weszliśmy do środka, jakiś niedorajda zatrzymał nas. Oczywiście, że użyłem na strażniku mojego genjutsu. W następnej chwili weszliśmy do wioski już bez przeszkód.
Godzinę później staliśmy w centrum wioski i rozglądając się za niejakim Uzumaki’m Naruto. -Tak. Tak dostałem misję, aby porwać tego blond gnojka.
- Wiesz, gdzie on jest? – Zapytał granatowo włosy mężczyzna.
- Tak..
- Pójdzie łatwo. Hehe… Itachi, czy to nie ten twój mały braciszek? – Zapytał, wskazując na mojego młodszego brata, który szedł przez wioskę. Widać było, że cierpi.
- Kisame, zmywamy się… – Wysyczałem, po czym zniknąłem w białym dymku.
Przeszliśmy obok ramenowni i usłyszeliśmy.
- …Ja chcę ramen! – Gdyby ten gówniarz umiał myśleć, spojrzał by pod swoją przepaskę.
Siedzieliśmy w sklepie Dango, w którym zamówiliśmy sobie słodkie kluseczki. Milczeliśmy. Ta cisza była dobra. Naglę poczułem, czyjś chłodny wzrok na swoich plecach. Jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. Popijałem sobie spokojnie i powoli Sake, do póki owy wzrok się nie odezwał.
- Witajcie Asuma, Kurenai. No, no… Jesteście na randce? – Zapytał Kakashi, odwracając wzrok ode mnie.
- No co ty… Anko wysłała nas po świeże ryby. – Powiedziała uśmiechnięta kobita.
- A ty co tu robisz? Przecież to nie czytelnia. – Mruknął brodaty.
- Ah… Szukałem czegoś na grób… i z kimś się tutaj umówiłem.
- Czekanie na ludzi, nie jest w twoim typie.
Ciekawe, czy coś się zmieniła. Była całkiem, całkiem miła. Nawet ją lubiłem.
- Czekam na Sasuke… – Powiedział szarowłosy to takim głosem, że ciarki mi po plecach przeszły, a ręka lekko drgnęła.
- Czy to dla obito? – Zapytała brązowowłosa kobieta. Znałem ją, jeszcze za czasów mojej akademii.
- Hym… Może tak, a może nie. Po chwili Powiedział i usłyszałem głos mojego brata.
- Kakashi? To nie w twoim stylu. Zawszę się spóźniasz.. – Burknął Sasu, a szarowłosy spojrzał na mnie, a potem dopiero odpowiedział.
- Czasami się zdarza… – Sasuke spojrzała za wzrokiem byłego członka ANBU.
- Coś mi się wydaję, że będą kłopoty.. – Wyszeptał, ledwo poruszając pobladłymi wargami. Kiwnąłem powoli głową.
- Zaraz się zmywamy.. – Wziąłem ostatni łyk ze szklaneczki, po czy ponownie wsłuchałem się w rozmowę.
- Więc czego chcesz?
- Zaprosić cię na obiad, czy to takie dziwne? – Zaśmiał się szaro-włosy, a ja drgnąłem, poczym dopiłem szybko sake i po chwili zniknąłem.
Cztery godziny później leżąc na drzewie myślałem, jakby to było, gdybym się nie urodził? Czy było by tyle zła? Czy mój mały, kochany brat byłby szczęśliwy?
- Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi… – Burknąłem pod nosem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Itachi-san… – Moja mina natychmiast się zmieniła…
- Co jest Kisame? – …Na chłodną maskę, zimnej osoby.
- Nic, ale twój brat, stoi pod drzewem. – Spojrzałem w dół, i rzeczywiście, był tam on, obok niego stał blondyn. Kłócił się.
- …Sasuke, dlaczego taki jesteś?
- … – Sasu, był chłodny. – Spadaj usuratonkachi, nie mam na ciebie dziś czasu. – Wkurzył się.
- Ohh… Ta twoja głupia „zemsta” tak Cię pochłania, że zapominasz o przyjaciołach i całej reszcie…! – Pisnął blondyn. – Sasuke, ja… – Nic już więcej nie powiedział, bo mój durny partner wyskoczył by porwać Naruto, bo tak miał na imię owy osobnik.
- Ja pierdole.. – Warknąłem, gdy zobaczyłem w oddali Kurenai i Asume. Na widok mojego partnera Kyuubi, zwiał, ciągnąc swojego przyjaciela, a mojego brata. – Ty debilu! – Syknąłem na niego. Mieliśmy na sobie swoje słomiane kapelusze oraz płaszcze.
- Chyba niedawno tu przybyliście… Coo? – Zapytał mnie Asuma, marszcząc swoje szerokie brwi.
- Witajcie, Asuma i ty Kurenai. – Wybąkałem formułkę grzecznościową.
- Znajomość naszych imion oznacza, że musicie być z tej osady. – Podniosłem mój kapelusz delikatnie, tak aby zobaczyli me oczy, a w nich sharingan. – Ty jesteś… – Umilkł na chwilkę. – …No proszę… Itachi, Itachi Uchiha. – Zdjąłem z siebie kapelusz z dzwoneczkami, po czym rzuciłem go na ziemie i rozsunąłem mój płaszcz w czerwone chmury(*mdleeeje!* Łoooo!! *Pisk szalonej, małej dziesięcioletniej dziewczynki, która widzi „Coś”[Znaczenie słowa „Coś”: Pająka xD] na swojej drodze xD) * Rozbierz go, rozbierz!) i wysunąłem z niego rękę(T_T Ja chcę stryptis xD).
- To twoi przyjaciele Itachi? Chyba powinienem się przedstawić… – Spojrzeliśmy wszyscy na niego. – Nazywam się Kisame Hoshigaki. Kiedyś poznamy się bliżej..
- Po co czekać? Poznajmy się już teraz… – Powiedział potomek Sandaime.
- Coś takiego Itachi, Ciebie tak samo „kochają”, jak mnie w mojej wiosce. – Zarechotał paskudnie, aż mi włosy na karku stanęły, ale nic po sobie nieładem poznać.
- Itachi… Muszę przyznać, że samo pokazanie się w naszej Wiosce było wielkim wyzwaniem..
- ~Taa, j aaassneee, ja tu przychodzę, co noc.
- Zaczynam mieć was dość… – Syknął mój partner.
- Oh… Coś mi się wydaję, że bez walki się nie obędzie… – Westchnąłem. – …Kisame postaraj się nie przesadzić.
Po trzech godzinach walki zabiliśmy Asume oraz Kurenai. Nogi mi się zatrzęsły, a ja poczułem, że jest mi słabo. Poczułem, że czyjeś ręce łapią mnie, a potem ciemność.
…******…
Sorry, ale nie miałam ochoty, a tym bardziej sił, żeby opisywać sceny walki.. Mam jakieś załamanie =_=..
- …Ja chcę ramen! – Gdyby ten gówniarz umiał myśleć, spojrzał by pod swoją przepaskę.
Siedzieliśmy w sklepie Dango, w którym zamówiliśmy sobie słodkie kluseczki. Milczeliśmy. Ta cisza była dobra. Naglę poczułem, czyjś chłodny wzrok na swoich plecach. Jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. Popijałem sobie spokojnie i powoli Sake, do póki owy wzrok się nie odezwał.
- Witajcie Asuma, Kurenai. No, no… Jesteście na randce? – Zapytał Kakashi, odwracając wzrok ode mnie.
- No co ty… Anko wysłała nas po świeże ryby. – Powiedziała uśmiechnięta kobita.
- A ty co tu robisz? Przecież to nie czytelnia. – Mruknął brodaty.
- Ah… Szukałem czegoś na grób… i z kimś się tutaj umówiłem.
- Czekanie na ludzi, nie jest w twoim typie.
Ciekawe, czy coś się zmieniła. Była całkiem, całkiem miła. Nawet ją lubiłem.
- Czekam na Sasuke… – Powiedział szarowłosy to takim głosem, że ciarki mi po plecach przeszły, a ręka lekko drgnęła.
- Czy to dla obito? – Zapytała brązowowłosa kobieta. Znałem ją, jeszcze za czasów mojej akademii.
- Hym… Może tak, a może nie. Po chwili Powiedział i usłyszałem głos mojego brata.
- Kakashi? To nie w twoim stylu. Zawszę się spóźniasz.. – Burknął Sasu, a szarowłosy spojrzał na mnie, a potem dopiero odpowiedział.
- Czasami się zdarza… – Sasuke spojrzała za wzrokiem byłego członka ANBU.
- Coś mi się wydaję, że będą kłopoty.. – Wyszeptał, ledwo poruszając pobladłymi wargami. Kiwnąłem powoli głową.
- Zaraz się zmywamy.. – Wziąłem ostatni łyk ze szklaneczki, po czy ponownie wsłuchałem się w rozmowę.
- Więc czego chcesz?
- Zaprosić cię na obiad, czy to takie dziwne? – Zaśmiał się szaro-włosy, a ja drgnąłem, poczym dopiłem szybko sake i po chwili zniknąłem.
Cztery godziny później leżąc na drzewie myślałem, jakby to było, gdybym się nie urodził? Czy było by tyle zła? Czy mój mały, kochany brat byłby szczęśliwy?
- Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi… – Burknąłem pod nosem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Itachi-san… – Moja mina natychmiast się zmieniła…
- Co jest Kisame? – …Na chłodną maskę, zimnej osoby.
- Nic, ale twój brat, stoi pod drzewem. – Spojrzałem w dół, i rzeczywiście, był tam on, obok niego stał blondyn. Kłócił się.
- …Sasuke, dlaczego taki jesteś?
- … – Sasu, był chłodny. – Spadaj usuratonkachi, nie mam na ciebie dziś czasu. – Wkurzył się.
- Ohh… Ta twoja głupia „zemsta” tak Cię pochłania, że zapominasz o przyjaciołach i całej reszcie…! – Pisnął blondyn. – Sasuke, ja… – Nic już więcej nie powiedział, bo mój durny partner wyskoczył by porwać Naruto, bo tak miał na imię owy osobnik.
- Ja pierdole.. – Warknąłem, gdy zobaczyłem w oddali Kurenai i Asume. Na widok mojego partnera Kyuubi, zwiał, ciągnąc swojego przyjaciela, a mojego brata. – Ty debilu! – Syknąłem na niego. Mieliśmy na sobie swoje słomiane kapelusze oraz płaszcze.
- Chyba niedawno tu przybyliście… Coo? – Zapytał mnie Asuma, marszcząc swoje szerokie brwi.
- Witajcie, Asuma i ty Kurenai. – Wybąkałem formułkę grzecznościową.
- Znajomość naszych imion oznacza, że musicie być z tej osady. – Podniosłem mój kapelusz delikatnie, tak aby zobaczyli me oczy, a w nich sharingan. – Ty jesteś… – Umilkł na chwilkę. – …No proszę… Itachi, Itachi Uchiha. – Zdjąłem z siebie kapelusz z dzwoneczkami, po czym rzuciłem go na ziemie i rozsunąłem mój płaszcz w czerwone chmury(*mdleeeje!* Łoooo!! *Pisk szalonej, małej dziesięcioletniej dziewczynki, która widzi „Coś”[Znaczenie słowa „Coś”: Pająka xD] na swojej drodze xD) * Rozbierz go, rozbierz!) i wysunąłem z niego rękę(T_T Ja chcę stryptis xD).
- To twoi przyjaciele Itachi? Chyba powinienem się przedstawić… – Spojrzeliśmy wszyscy na niego. – Nazywam się Kisame Hoshigaki. Kiedyś poznamy się bliżej..
- Po co czekać? Poznajmy się już teraz… – Powiedział potomek Sandaime.
- Coś takiego Itachi, Ciebie tak samo „kochają”, jak mnie w mojej wiosce. – Zarechotał paskudnie, aż mi włosy na karku stanęły, ale nic po sobie nieładem poznać.
- Itachi… Muszę przyznać, że samo pokazanie się w naszej Wiosce było wielkim wyzwaniem..
- ~Taa, j aaassneee, ja tu przychodzę, co noc.
- Zaczynam mieć was dość… – Syknął mój partner.
- Oh… Coś mi się wydaję, że bez walki się nie obędzie… – Westchnąłem. – …Kisame postaraj się nie przesadzić.
Po trzech godzinach walki zabiliśmy Asume oraz Kurenai. Nogi mi się zatrzęsły, a ja poczułem, że jest mi słabo. Poczułem, że czyjeś ręce łapią mnie, a potem ciemność.
…******…
Sorry, ale nie miałam ochoty, a tym bardziej sił, żeby opisywać sceny walki.. Mam jakieś załamanie =_=..
środa, 16 grudnia 2009
Rozdział: IX

Urodziny Sasuke.. Dni mijały, a ja coraz bardziej tęskniłem. Sasuke mnie uzależnił a ja to wiedziałem. Serce mi pękało, gdy w nocy głaskałem jego twarz, a na nosie, czole i policzkach zostawiałem delikatne buziaki. Jednak wolałem nie myśleć co by się stało, gdyby się obudził. Tego bałem się najbardziej. Co by powiedział, gdyby się obudził? [Potrząsa swą głową]nie, tak by się nigdy nie stało. Nie mogło. W noc jego dwunastych urodzin nieco się spóźniłem, a Kisame znowu pytał, gdzie idę. Kisame Hoshigaki. Facet ma dwadzieścia trzy lata, niebieską skórę i został moim partnerem, ze względu na siłę, którą ma od „miecza”. Nie lubię go. A teraz pyta mnie gdzie idę.
- Lider zacznie coś podejrzewać.
- Ale o co ci chodzi?!
- No te twoje wypady. One muszą być z czymś związane..
- Z kimś.. – Burknąłem, niemile.
- Ooo… Czyżbyś się zakochał? ^_^. – Zaczął się śmiać.
- No i co? Nie mogę chodzić do własnego brata?! – Hoshigaki zrobił dziwną minę i nic już więcej nie powiedział. Wyskoczyłem przez okno, znajdujące się w naszym pokoju. Ale, żeby niebyło nie domówień. Nie sypiamy razem. Dobra, ale kontujmy ten wywód. Emm.. No, ale na czym to ja… a no tak… W noc jego dwunastych urodzin nieco się spóźniłem. Powód już znacie. Przyszedłem około drugiej w nocy, ale Sasuke nie spał. Wstał z łóżka i podszedł do okna. Stałem na balkonie, który był otwarty.
- OBIECAŁEŚ, ŻE MNIE NIE ZOSTAWISZ!! Ale mnie zostawiłeś.. Dlaczego, zjechał po ścianie i rozpłakał się. – Mówiłeś, że mnie kochasz, ale ja nigdy tego nie poczułem. – Łza, po łzie. Co raz więcej czystych kropli zdobiło lica mojego brata. Coś we mnie drgnęło. Wszedłem do środka cicho, ale im bardziej stara się być cicho, tym bardziej…
- ~ Kusooo.. Zapomniałem to naprawić..!! ~ – To nie wychodzi. Jedna z desek na podłodze zaskrzypiała nie samowi cię głośno. Stanąłem. Sasuke patrzył wprost na mnie. Jego lekko zaczerwienione oczy utwierdzały mnie w przekonaniu, że on jednak płakał. Stałem w mroku więc mnie nie widział.
- K-kto tam jest?! – Postanowiłem mu się ukazać.
- Witaj braciszku. – Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- I-Itachi.. – Pisnął. – C-Czego tu chcesz?!! – Chciałem mu powiedzieć, że chcę mu coś dać, bo dziś są jego urodziny, ale w porę się opamiętałem. – Powiedz, dlaczego? – Nie zrozumiałem.
- Ale czego?
- Powinienem Cię zabić, ale nie umiem.
- Nie, jeszcze mnie nie zabijesz. Jeszcze jest za wcześnie..
- Jak to?!
- To twój sen. Sasuke-kun..
- Jeżeli to rzeczywiście sen, to chcę, żebyś się ze mną… – Sasuke się zaczerwienił, ale dodał szybko. – Chcę, żebyś się ze mną kochał.. – Zamknął swe duże oneksowe oczy.
- Wybacz Sasuke, innym razem, dobrze…? – Zachichotałem, po czym stuknąłem go w czoło, także ten zemdlał. Złapałem go szybko na ręce, nim upadł i położyłem go na łóżku, przykrywając go kołdrą. Na pościeli zaś zostawiłem jedną czarną róże z liścikiem „cienie… one rosną, one spadają a ścieżka prowadzi dalej…”. – Śpij spokojnie… – Uśmiechnąłem się i zniknąłem zostawiając za sobą ciche puff..
…******…
Subskrybuj:
Posty (Atom)